Biznes Fakty
„Drogo jak w Polsce”. Oto prawda o ładowaniu samochodów elektrycznych
Białych plam na mapie polskiej sieci ładowarek do samochodów elektrycznych już prawie nie ma, a dość niewielka liczba elektryków na polskich drogach oddala ryzyko kolejek. Analiza jednak jednoznacznie ujawnia bolączki, które sprawiają, że polska elektromobilność wciąż zostaje w tyle. A jedną z nich jest bardzo drogi kosztowny prąd, który sprawia, że ładowanie jest nawet droższe niż na Zachodzie.
- Polska infrastruktura ładowania to już nie wydmuszka. Średni dystans między ładowarkami to… 3,2 km. Wciąż jednak brakuje ich przy autostradach
- Kierowcy z Zachodu mogą zazdrościć nam też krótkich kolejek. W Norwegii na jedną szybką ładowarkę przypadają 82 elektryki, w Polsce zaledwie 23
- Polskie ładowanie jest jednak znacznie droższe niż na Zachodzie. Jak wynika z analizy Powerdot, stawki w Polsce są zbliżone do Belgii, ale już w Hiszpanii i we Francji jest zauważalnie taniej
- W Polsce opłaty dystrybucyjne przekraczają nawet 70 proc. kosztu zakupu prądu — wskazuje jeden z wiodących operatorów ładowarek
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Niedawny raport Powerdot Data Center wskazywał, że stacje ładowania w Polsce znajdują się średnio co 3 km. Szybkie ładowanie można natomiast znaleźć już w średniej odległości 6 km. Jak pokazuje poniższa mapa, białych plam prawie nie ma. Skoro więc jest tak dobrze, to dlaczego wciąż zostajemy w tyle w porównaniu do Zachodu?
Drogo jak w Polsce
— Patrząc na ceny za ładowanie na najszybszych ładowarkach, czyli o mocy powyżej 90 kW, w krajach, w których Powerdot jest obecny, można powiedzieć, że stawki w Polsce są zbliżone do Belgii, ale już w Hiszpanii i we Francji jest taniej o ok. 17 proc. Najkorzystniej wypada Portugalia, gdzie za super szybkie ładowanie zapłacimy o 37 proc. mniej niż w Polsce (o ile w naszym kraju jest to średnio ok. 0,7 euro za 1 kWh, to w Portugalii 0,44 euro) – wylicza Grigoriy Grigoriev, dyrektor generalny producenta ładowarek Powerdot w Polsce.
— Różnice w stawkach są przede wszystkim pochodną cen energii, która w Polsce jest zdecydowanie najdroższa ze wszystkich krajów, w których działa Powerdot. W Polsce całkowity koszt zakupu 1000 kWh energii dla stacji o mocy 100 kW, wraz ze wszelkiego rodzaju opłatami, w tym dystrybucyjnymi, wynosi 1,71 zł za 1 kWh. We Francji jest to równowartość 1,43 zł, a w Hiszpanii – 0,76 zł. W Polsce jednym z czynników, który podbija ceny prądu, są bardzo wysokie opłaty dystrybucyjne. Ich udział w koszcie zakupu prądu zależy od ilości nabywanej energii. W przypadku zakupu 1000 kWh dla stacji o mocy 100 kW opłaty dystrybucyjne stanowią aż 71 proc. kosztu zakupu prądu – dodaje.
Choć odległość 6 km w przypadku szybkich ładowarek może robić wrażenie, to w części krajów Zachodu wygląda to jeszcze lepiej. Potwierdzają to zebrane przez Powerdot Data Center dane o liczbie punktów DC na 100 km kw powierzchni kraju. Francja ma ich sześć razy więcej niż Polska, Portugalia cztery razy więcej, a Norwegia – uchodząca za lidera europejskiej elektromobilności – „tylko” trzy razy więcej.
— Analizując mapę, można dojść do wniosku, że Belgia, Francja czy Portugalia mają gęstszą niż Polska sieć stacji o dużej mocy, ale już Hiszpania nie odbiega znacząco od Polski pod względem gęstości rozmieszczenia infrastruktury o dużej mocy — mówi Grigoriy Grigoriev.
Na koniec czerwca br. na jeden punkt DC przypadły w Polsce tylko 23 auta elektryczne i taki sam wynik miała Hiszpania. We Francji było to 37 pojazdów, a w Portugalii – 45. W Norwegii na jeden punkt szybkiego ładowania przypadały aż 82 elektryki. Można więc powiedzieć, że prawdopodobieństwo stania w kolejce „pod ładowarką” jest u nas znacznie mniejsze niż w krajach uchodzących za dużo bardziej zaawansowane w rozwoju elektromobilności.
Jak nietrudno się domyślić, to głównie zasługa wciąż niewielkiej liczby elektryków w Polsce. Według danych z Licznika Elektromobilności, po naszych drogach w lipcu jeździło ok. 70 tys. elektryków. Dla porównania, w Hiszpanii jeszcze w 2023 r. było to już 466 tys. pojazdów elektrycznych, a w Norwegii ponad 754 tys.
Branża niedawno wskazywała, że grozi jej stagnacja. W tym roku wyczerpały się już publiczne środki na dopłaty do leasingu elektryków, a to jedna z głównych dźwigni dla całego rynku. Mają zostać wznowione na początku roku.
W Polsce, choć ładowarki są blisko siebie, to wciąż brakuje ich na najczęściej uczęszczanych trasach. — Przy autostradach i drogach szybkiego ruchu faktycznie stacji brakuje i jest to problem trudny do rozwiązania w średnim okresie (AFiR). Powodem nie jest jednak brak zainteresowania inwestorów tego typu lokalizacjami, czy brak kapitału, ale brak sieci energetycznej na MOPach. Inwestycje w stacje w takich miejscach są pozbawione sensu ekonomicznego ze względu na określone w warunkach przetargowych wymogi pokrycia przez inwestora kosztów budowy przyłączy na wielokilometrowych odcinkach – przyznaje Grigoriev.
Światełko w tunelu
Branża liczy jednak, że uda się ożywić rynek m.in. dopłatami do pojazdów. Z drugiej strony, już na początku przyszłego roku uda się sprawić, by co trzecia ładowarka w Polsce była tą szybką. W okresie styczeń-lipiec br. uruchomiono w Polsce 650 punktów DC, a ich udział wzrósł z 26 proc. na koniec 2023 r. Szanse na osiągnięcie ok. 33 proc. więc są.
— Taki wynik zrównywałby nasz kraj z liderem elektromobilności, czyli Norwegią, w której punkty DC stanowią dokładnie 33 proc. publicznej sieci. Dla porównania, we Francji jest to zaledwie 18 proc., a w Hiszpanii – 23 proc. — podsumowuje przedstawiciel Powerdot.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło