Biznes Fakty
Google sprzeda Chrome? To wstrząśnie rynkiem. Oto kto skorzysta, a kto straci
Departament Sprawiedliwości USA zwrócił się do sędziego prowadzącego sprawę antymonopolową przeciwko Google o nakazanie firmie sprzedaży przeglądarki Chrome. Ta dostarcza kluczowych danych dla reklam Google. Jej utrata byłaby potężnym ciosem dla firmy i prawdopodobnie otworzyłaby nowe możliwości przed konkurencją.
Prawdopodobieństwo podziału Google stało się nieco bardziej realne. Departament Sprawiedliwości zwrócił się w środę do sędziego w sprawie antymonopolowej przeciwko Google o zmuszenie firmy do sprzedaży przeglądarki Chrome.
Wynika to z sierpniowego orzeczenia sędziego, zgodnie z którym Google utrzymuje nielegalny monopol na rynkach wyszukiwania i reklamy. Potentat technologiczny będzie mógł zaproponować własne środki zaradcze, prawdopodobnie w grudniu, a sędzia ma wydać orzeczenie w przyszłym roku.
Jeśli Google będzie musiało sprzedać lub wydzielić Chrome, będzie to cios dla firmy. Tymczasem reklamodawcy i rywale wyszukiwarki prawdopodobnie ucieszą się z tej wiadomości.
John Kwoka, profesor ekonomii na Northeastern University, ocenił, że oddzielenie Chrome od Google i uniemożliwienie ustawiania wyszukiwarki jako domyślnej zmusiłoby firmę do konkurowania na polu łączenia reklamodawców z potencjalnymi klientami. — Reklamodawcy znaleźliby konkurentów, zamiast płacić dominującej wyszukiwarce — dodał.
Chrome to niezwykle popularny produkt Google, na którym firma opiera się, aby rozwijać i utrzymywać swoje imperium reklam w wyszukiwarkach. Według danych StatCounter Chrome posiada 61 proc. udziału w rynku przeglądarek w USA, a 20 proc. ogólnych zapytań w wyszukiwarkach Google pochodzi z przeglądarek Chrome pobranych przez użytkowników – wynika z orzeczenia sędziego Mehty z sierpnia.
Dystrybucja i samonapędzające się dane
Chrome jest cennym mechanizmem marketingowym dla Google i źródłem informacji o nawykach wyszukiwania miliardów użytkowników.
Kiedy otwierasz Chrome i wpisujesz coś w pasku wyszukiwania u góry, słowa te są automatycznie przekazywane do Google. Na innych przeglądarkach i urządzeniach niekoniecznie tak się dzieje. Na przykład na urządzeniach z systemem Windows główna przeglądarka domyślnie korzysta z wyszukiwarki Bing firmy Microsoft. A gdy istnieje taka opcja, Google płaci partnerom miliardy dolarów za ustawienie swojej wyszukiwarki jako domyślnej.
Chrome pozwala uniknąć tych wszystkich komplikacji i kosztów, ponieważ Google kontroluje go i ustawia własną wyszukiwarkę jako domyślną za darmo.
Po uruchomieniu tego ważnego narzędzia dystrybucji Google gromadzi góry danych użytkowników z przeglądarki i wyszukiwań. Informacje te są wykorzystywane do tworzenia ukierunkowanych reklam o wyższej wartości.
Istnieje jeszcze jedna, równie potężna korzyść z Chrome: gdy ludzie używają go do wyszukiwania w internecie, Google monitoruje, jakie wyniki klikają. Przekazuje te odpowiedzi z powrotem do swojej wyszukiwarki, a produkt staje się coraz lepszy. Na przykład, jeśli większość osób kliknie trzeci wynik, wyszukiwarka Google prawdopodobnie dostosuje się i uszereguje ten wynik wyżej w przyszłości.
Ten samonapędzający się system jest bardzo trudny do pokonania. Jednym z niewielu sposobów konkurowania jest uzyskanie większej dystrybucji niż Google. Gdyby Chrome był niezależnym produktem, konkurencyjne wyszukiwarki mogłyby na tym skorzystać.
W 2011 r. inwestor venture capital Bill Gurley nazwał Chrome i Androida „bardzo drogimi i bardzo agresywnymi fosami, finansowanymi przez wysokość i wielkość zamku Google”.
Google wykorzystał również Chrome jako sposób na dotarcie do użytkowników z nowymi produktami AI, takimi jak Lens, funkcja wyszukiwania rozpoznająca obraz i stara się odeprzeć rywali takich jak OpenAI.
Lekcja płynąca z Neevy
Wiele firm próbowało zmierzyć się z Google na rynku przeglądarek i wiele z nich poniosło porażkę. Weźmy na przykład Neevę, wyszukiwarkę skoncentrowaną na prywatności, stworzoną przez byłego szefa Google ds. reklam Sridhara Ramaswamy’ego i innych byłych pracowników Google.
Start-up musiał nie tylko opracować wyszukiwarkę od podstaw, ale także zbudować własną przeglądarkę internetową, która miała konkurować z Chrome, ponieważ jest to główne źródło dystrybucji w branży wyszukiwania.
Neeva przetrwała cztery lata, po czym zamknęła swoje podwoje.
„Ludzie zapominają, że sukces Google nie wynikał tylko z posiadania lepszego produktu” — powiedział kiedyś Ramaswamy w wywiadzie dla The Verge. „Aby tak się stało, podjęto niesamowitą liczbę sprytnych decyzji dotyczących dystrybucji” — dodał.
Łatwa do opanowania niedogodność
Teiffyon Parry, dyrektor ds. strategii w firmie Equativ zajmującej się technologiami reklamowymi, powiedział, że utrata 3 mld użytkowników Chrome miesięcznie byłaby „niemałym ciosem” dla Google.
Google ma jednak wiele innych sposobów na dotarcie do użytkowników i gromadzenie danych, takich jak Gmail, YouTube, wiele urządzeń fizycznych i Sklep Play. Firma ma również samodzielną aplikację, która działa jako przeglądarka internetowa i może skutecznie zastąpić Chrome.
— Chrome służył Google wyjątkowo dobrze, ale jego utrata byłaby możliwą do opanowania niedogodnością — powiedział Parry.
Konsekwencje dla sieci
Łukasz Olejnik, niezależny konsultant ds. cyberbezpieczeństwa i prywatności, jest zaniepokojony tym, co może się stać z szerszą siecią, jeśli Chrome zostanie sprzedany.
— Chrome bardzo szybko wdraża innowacje internetowe — powiedział i wymienił funkcje bezpieczeństwa Chrome jako przykład innowacyjności Google.
Wyjaśnił, że bez wsparcia finansowego Google Chrome może walczyć samodzielnie i możliwe jest, że postęp w sieci spowolni, osłabiając ekosystem.
— Najgorszym scenariuszem jest pogorszenie bezpieczeństwa i prywatności miliardów użytkowników oraz wzrost cyberprzestępczości na niewyobrażalnym poziomie — ostrzegł.
Czy Chrome w ogóle przetrwa samodzielnie?
Jednym z największych pytań pozostaje to, w jaki dokładnie sposób mogłoby przebiegać wydzielenie Chrome. Analiza Bloomberga wyceniła Chrome na 15 do 20 mld dol. Czy organy antymonopolowe pozwoliłyby głównemu rywalowi na jego zakup?
Bloger technologiczny Ben Thompson napisał w środę, że jest „mało prawdopodobne”, by Meta mogła ją nabyć. Jego zdaniem potencjalnym nabywcą mógłby zostać ktoś taki jak OpenAI, a „dystrybucja Chrome byłaby z pewnością mile widziana i być może Chrome mógłby pomóc w uruchomieniu działalności reklamowej OpenAI”.
A jeśli Google będzie musiało sprzedać Chrome, to czy nie będzie miało również zakazu zawierania umów dystrybucyjnych z kimkolwiek, kto kupi przeglądarkę?
— Jedynym sposobem, w jaki wydzielony Chrome mógłby zarabiać pieniądze, jest zintegrowana umowa wyszukiwania — powiedział komentator techniczny John Gruber.
Być może istnieją sposoby na obejście tego problemu. Na początku tego roku grupa badaczy opublikowała artykuł analizujący rolę Google Chrome na rynku wyszukiwania i w ramach działalności Google (należy zauważyć, że jeden z autorów pracuje w konkurencyjnym DuckDuckGo).
„Precedens ustanowiony przez zależność finansową Mozilli od Google podkreśla potencjalne wyzwania dla Chrome w utrzymaniu działalności bez podobnego wsparcia” — stwierdzili naukowcy, zwracając uwagę, że Google płaci Firefoksowi dużo pieniędzy za bycie domyślną wyszukiwarką, pomimo malejącej liczby użytkowników Firefoksa.
Naukowcy zaproponowali, że jednym ze sposobów na pozbycie się Chrome, nie pozwalając mu umrzeć, jest umożliwienie Google dalszego finansowego wspierania go w razie potrzeby, ale jednocześnie zablokowanie Google wyłącznych umów, które sprawiają, że wyszukiwarka Google jest domyślna. Zasugerowali również, że przeglądarki internetowe mogłyby zostać przeklasyfikowane jako narzędzia użyteczności publicznej.
„W ramach takiej klasyfikacji umowy i decyzje Chrome podlegałyby wzmożonej kontroli, w szczególności w celu ochrony dobrobytu konsumentów i zapobiegania praktykom wykluczającym” — napisali.
Odpowiedź Google
Google planuje odwołać się od każdej decyzji, potencjalnie opóźniając jej wydanie o kilka lat. W oświadczeniu wydanym na początku tego tygodnia Lee-Anne Mulholland, wiceprezes Google ds. regulacyjnych, powiedziała, że Departament Sprawiedliwości forsuje „radykalny program, który wykracza daleko poza kwestie prawne w tej sprawie”.
— Rząd wywierający nacisk w ten sposób zaszkodziłby konsumentom, programistom i amerykańskiemu przywództwu technologicznemu dokładnie w momencie, w którym jest to najbardziej potrzebne — dodała.
Powyższy tekst pochodzi z amerykańskiego wydania Business Insidera
Tłum.: Mateusz Albin
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło