Biznes Fakty
Nissan Ariya – czy SUV na prąd może mieć sportowe aspiracje? – TEST
Nissan Ariya to przede wszystkim bardzo ładny, elektryczny SUV o dynamicznej sylwetce. Ma sylwetkę, która na pewno wyróżnia się w tłumie innych samochodów, a dziś o to wcale nie jest łatwo. W wersji z niemal 400-konnym silnikiem Ariya może mieć także sportowe ambicje.
- Nissan Ariya to elegancki i efektowny SUV na prąd, który w niemal 400-konnej wersji rozpędza się szybciej niż wiele sportowych samochodów
- Realne wykorzystanie bardzo dobrych osiągów elektrycznego Nissana sprawia, że zużycie prądu drastycznie rośnie, a zasięg spada. Ale przy spokojnej jeździe zachowujemy rozsądny zasię
- Wnętrze Nissana jest obszerne i pakowne, a jego aranżacja pomysłowa. To dobre auto na długie podróże, o ile po drodze będzie dostępna infrastruktura do szybkiego ładowania baterii
- Samochód został użyczony przez importera marki, a po teście został zwrócony
Niektórzy twierdzą, że samochody elektryczne nie są emocjonujące. Śmieją się z wyścigów Formuły E, a osobowe „elektryki” najwyraźniej kojarzą ze słabym Smartem albo pierwszymi kompaktami z małymi silnikami i niewielkim zasięgiem. Czasy się jednak zmieniają i to bardzo szybko. Jest już wiele elektrycznych samochodów o osiągach bolidów Formuły 1. Są też bardziej przystępne, jak Nissan Ariya, które za rozsądną cenę oferują moc, jaka kilkanaście lat temu była zarezerwowana dla najszybszych i najdroższych wersji spalinowych limuzyn.
Nissan Ariya e-4ORCE – prawie jak odrzutowiec
Nissan nie jest nowicjuszem w świecie samochodów na prąd. Wręcz przeciwnie, ma już na koncie dwie generacje świetnego (w swojej klasie) Leafa, ma też samochody dostawcze na prąd i sporo ciekawych prototypów. Najciekawszym osiągnięciem japońskiej marki jest jednak Ariya – dobrze wykonana, komfortowa, przestronna i przede wszystkim szczycąca się efektownym wyglądem.
Niektórzy uważają nawet, że Nissan Ariya, choć to auto seryjne, wygląda jak prototyp, jakich wiele firmy motoryzacyjne zwykły pokazywać podczas salonów samochodowych. Szczyci się sylwetką dynamicznego samochodu, oczywiście o modnych rysach najbardziej pożądanego gatunku, czyli SUV-ów. Nie każdy wariant elektrycznego Nissana jest jednak szybki jak najmocniejsze wersje spalinowych limuzyn. Można go bowiem kupić w relatywnie taniej (niespełna 210 tys. zł) wersji z 218-konnym napędem. Do stylizacji Ariyi najbardziej pasuje jednak wariant taki, jak testowany – z bardzo mocnym, 394-konnym zespołem napędowym.
Nissan Ariya e-4ORCE – dwa silniki, osiągi sportowych SUV-ów
Na napęd Nissana składają się dwa silniki elektryczne, po jednym przy każdej osi. Dzięki temu Ariya to nie tylko mocne, prawie 400-konne auto, ale też samochód z napędem na cztery koła. Co więcej oba silniki dają do dyspozycji potężny moment obrotowy równy 600 Nm i to dostępny już od ruszenia, jak przystało na silnik elektryczny. Można zatem z czystym sumieniem, że Ariya potrafi wystrzelić spod świateł jak odrzutowiec na lotniskowcu. Zresztą, dużo o osiągach mówi czas przyspieszania do 100 km/h – to zaledwie pięć sekund. Może nie jest to rezultat na poziomie bolidów Formuły 1, ale elektryczny SUV Nissana mógłby pod tym względem bez wstydu mierzyć się ze sportowymi klasykami jak BMW M5 czy niektóre Mercedesy dumnie noszące logo AMG. Poza tym, gdy chodzi o przyspieszanie do około 50 km/h to Ariya bije na głowę wspomniane modele.
Pewnie Ariya mogłaby być jeszcze szybsza, ale niestety producenci samochodów nadal nie wymyślili żadnej sensownej alternatywy dla ciężkich baterii. Aby zatem SUV Nissana miał sensowny zasięg, musi mieć duże akumulatory, a te są ciężkie i w konsekwencji kompaktowy SUV waży niemal dwie tony. Znaczna masa nie przeszkadza mu jednak sprawnie przyspieszać również na trasie – nawet jadąc 100 km/h, bez problemu zwiększymy prędkość o kolejne 20 km/h, choćby w trakcie wyprzedzania.
Nissan Ariya e-4ORCE – podróże w ciszy
Szybkość w przypadku elektrycznego Nissana nie idzie jednak w parze z hałasem, bo przecież pod maską nie pracuje hałaśliwy silnik spalinowy. Zwiększamy zatem prędkość błyskawicznie, lecz w ciszy. Wraz z prędkością narastają jedynie odgłosy toczenia kół, coraz łatwiej usłyszeć też szum opływającego auto powietrza. To bardzo miłe wrażenie. Oczywiście ciszę docenimy także przy małych prędkościach, w mieście. Choć Ariya w niemal 400-konnej wersji to auto o osiągach sportowych wozów, to jednak świetnie sprawdza się też w korkach i na wąskich ulicach metropolii. Nissan, zgodnie zresztą z przepisami, dba jednak o bezpieczeństwo pieszych: przy niskich prędkościach emitowane są dźwięki, które mają zwrócić uwagę na zbliżające się auto.
Przy tak dużej mocy oraz – tym bardziej – ogromnym momencie obrotowym, nieoceniony jest także napęd na obie osie. Bez niego trudno byłoby ruszyć bez buksowania kołami. Szczególnie zimą lub gdy solidnie popada deszcz. Zjawisko to zapewne dobrze znają właściciele „elektryków”, nawet tych słabszych. Silnik na prąd dysponuje maksymalnym momentem obrotowym praktycznie od ruszenia, więc o stabilność na śliskiej nawierzchni musi dbać elektronika. W mocnej wersji elektrycznego Nissana najpierw do gry wchodzi napęd 4×4, a dopiero potem interweniują systemy zapobiegające uślizgowi kół.
Nissan Ariya e-4ORCE – czy 400 koni może być oszczędne?
Samochody elektryczne mają tę zaletę, że moc nie wynika z pojemności skokowej, jej podwyższenie nie wiąże się ze stosowaniem turbodoładowania lub innych zabiegów, które zwiększają apetyt na benzynę. To, ile zużyjemy prądu, nawet w mocnym Nissanie, zależy od tego, na ile wykorzystamy jego potencjał.
Ariya, w trakcie testu zużyła zatem tyle, co inne samochody elektryczne tej wielkości: czyli około 21 kWh/100 km – to wynik uzyskany w trakcie jazdy po mieście oraz na trasie, również na autostradach. Te ostatnie, gdy jedziemy 140 km/h są najbardziej „prądożerne”. Ponieważ bateria ma pojemność 87 kWh, w „miksie” zasięg Ariyi wynosi około 400 km. Przyzwoicie. Tym bardziej, że zbliżony wynik uzyskiwałem jeżdżąc 200-konnym Volkswagenem oraz słabszymi autami Peugeota lub Volvo.
Nissan Ariya e-4ORCE – najlepiej jeździć w mieście
Oczywiście w mieście i na drogach podmiejskich Nissan Ariya będzie zdecydowanie bardziej oszczędny: można bez problemu uzyskać zużycie prądu na poziomie 16 kWh/100 km. Tyle że wówczas trzeba zapomnieć o jego 400 koniach i oszczędnie gospodarować pedałem gazu. Z drugiej strony na drogach ekspresowych i autostradach nie ma szans na dobry wynik. Przy 120 km/h nie zejdziemy poniżej 22 kWh/100 km, a przy 140 km/h wynik około 25 kWh na 100 km będzie normą. I nic tego nie zmieni. To oznacza, że jadąc autostradami z dopuszczalną prędkością nie przejedziemy dużo więcej niż 300 km. A potem trzeba niestety korzystać z szybkich, ale drogich ładowarek. Wówczas jazda 400-konną Ariyą będzie droższa niż przeciętnym, spalinowym SUV-em. Ciekawostka: prędkość maksymalna Nissana to aż 200 km/h – dość absurdalna dla auta na prąd. Gdy postanowimy tak się rozpędzić, zasięg będzie maleć w błyskawicznym tempie.
I jeszcze jedna praktyczna uwaga: z życia użytkownika samochodów na prąd. Po pierwsze, naprawdę nie liczmy, że uzupełnimy energię w 15 minut, co czasem obiecują niektórzy producenci „elektryków” w ich reklamach. Wprawdzie Nissana można ładować prądem o mocy 130 kW, ale jest to możliwe do uzyskania przy odpowiedniej temperaturze powietrza, po wcześniejszym przygotowaniu baterii i tylko do 80 proc. jej objętości. Potem ładowanie zwalnia. Poza tym – jak wspomniałem – prąd z szybkich ładowarek jest drogi. Okolice 3 zł za kWh to niestety norma.
Na koniec: zdarza się, że ładowarka jest zajęta albo – co gorsza – akurat nie działa. Jadąc Ariyią miałem właśnie ten problem. Przez to dotarłem do celu „na oparach”, by choć trochę naładować akumulatory u celu podróży z prywatnej instalacji fotowoltaicznej (ale z mocą tylko 11 kWh), a następnie poszukać w promieniu kilkudziesięciu kilometrów jakiejkolwiek szybkiej ładowarki. Na szczęście – udało się. Na tę ekwilibrystykę straciłem jednak około dwóch godzin, podczas gdy tankowanie trwałoby 5 minut. Cóż, Polska to jeszcze nie jest kraj dla „elektryków”.
Nissan Ariya e-4ORCE – drogo, ale z uzasadnieniem
A szkoda, bo Nissan Ariya to naprawdę świetny samochód, szczególnie w topowym wariancie Evolve+, który jest zestawiany z jej 394-konną wersją. Kosztuje prawie 285 tys. zł, ale jej wyposażenie jest tak obfite, że na liście dodatków znajdziemy właściwie tylko lakier. W standardzie mamy efektowne felgi o rozmiarze 20 cali, tapicerkę ze skóry Nappa, całkiem dobry system audio Bose, czy też projektor HUD, pokazujący najważniejsze informacje na szybie. Są też – zużywające oczywiście prąd – podgrzewane i wentylowane fotele.
Sam kokpit auta z tak bogatym wyposażeniem wygląda nowocześnie, ale jednocześnie schludnie. Dominują dwa duże ekrany: jeden przynależący do systemu multimedialnego, w centralnej części deski rozdzielczej, drugi zaś w miejscu wskaźników. Co ciekawe, Nissan wymyślił efektowne rozwiązanie do sterowania klimatyzacją: nie trzeba w tym celu korzystać z ekranu dotykowego, bo pod nim wkomponowano listwę z przyciskami, które służą m.in. do zmiany temperatury. Są one płaskie, ale gdy je naciskamy, czuje się minimalny opór.
Nissan Ariya to także pakowny SUV. Z przodu i z tyłu miejsca jest bardzo dużo, a z przodu dodatkowo mamy sporo pomysłowych schowków, w tym elektrycznie przesuwany podłokietnik, dzięki któremu z dużą dowolnością można zarządzać przestrzenią między fotelami. W tym „boxie” mamy schowek, wybierak skrzyni biegów oraz zestaw przycisków do wyboru trybu jazdy. Nie ukrywam, że bardzo podoba mi się ikonografia, jaką stosuje Nissan do opisu tych przycisków: jest ładna, stonowana i łatwa do zrozumienia.
Jedyny minus to bagażnik. Ponieważ Ariya ma spory zasięg jak na auto elektryczne tej klasy, to trzeba gdzieś było rozmieścić odpowiednio pojemne baterie. Oczywiście wkomponowano je w podwozie, jak w każdym samochodzie na prąd, ale część instalacji spowodowała, że mamy mniej miejsca na pakunki. W tym SUV-ie do dyspozycji pozostaje niewiele ponad 400 litrów bagażnika, a to jednak zwykle za mało, jak na potrzeby czteroosobowej rodziny.
Nissan Ariya e-4ORCE – czy warto ją kupić?
Jeżeli chcemy być właścicielami auta na prąd, to SUV Nissana należy do najciekawszych propozycji na rynku. I oferowanych w dobrej cenie. Przykładowo, modele Grupy Volkswagena o zbliżonej mocy (Volkswagen ID.5 oraz Skoda Enyaq) są jednak droższe i wolniejsze. Atutami Nissana są osiągi, dobre zawieszenie, bardzo bogate zawieszenie i sensowny, jak na samochód na prąd, zasięg. W testowanym wariancie szczególnie duże wrażenie robią osiągi, ale powiedzmy sobie szczerze: korzystanie z możliwości tego elektrycznego SUV-a sprawi, że prąd będziemy zużywać w bardzo szybkim tempie. Jeżeli zatem kierujemy się emocjami to kupmy sobie mocną Ariyę, ale bardziej pragmatycznym wyborem będą jej słabsze i tańsze wersje.
Nissan Ariya e-4ORCE 394 KM, dane techniczne:
Silnik elektryczny, 394 KM, 600 Nm. Skrzynia 1-biegowa. Przyspieszenie 0-100 km/h w 5,1 s. Prędkość maksymalna – 200 km/h. Średnie zużycie prądu: 20,4 kWh/100 km (WLTP), zasięg wg producenta: 499 km. Cena: od 284 900 zł.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło