Biznes Fakty
Jak walczyć z nieuprzejmością w Internecie?
Ten temat pojawił się nie przez przypadek. Jestem w internecie od wielu lat, więc to pytanie jest studium doświadczonego użytkownika. Moje życie płynęło, jeśli nie gładko, to bez zbędnego obciążenia emocjonalnego, aż do momentu, gdy przyjaciele, z którymi życie rozproszyło nas po różnych krajach i kontynentach, ze łzami w oczach zaproponowali mi zakup komputera osobistego.
Wiedzieli doskonale, że jestem mistrzem sztuk stosowanych, że cała „elektronika” dosłownie „wisi” nade mną, ale wierzyli w moje zdolności umysłowe. W tym sensie, że szybko opanuję internet. Muszę przyznać chłopakom, że ich nadzieje spełniły się w 101%. Teraz patrzę z ironią, a czasem gorzko, na całą tę emocjonalną udrękę, której się poddałem.
Myślę, że nie jestem jedyną osobą zaniepokojoną tym tematem, dlatego też piszę ten artykuł.
Wróćmy do komunikacji interaktywnej. Moi znajomi mają dwa nowe „modne bonusy” – portal społecznościowy „VKontakte”, do którego mnie zaprosili, oraz „Odnoklassniki”, do których kategorycznie nie poszedłem. Z zawodu jestem artystą i intuicyjnie od samego początku nie byłem zadowolony z interfejsu „Odnoklassników”. Okazało się, że wygląd zawsze ma dla mnie znaczenie.
Nie ma sensu tłumaczyć, że portal społecznościowy to ogromna wirtualna przestrzeń, w której „kipią” poważne namiętności, czasem niszcząc psychikę. Jestem osobą otwartą i prostolinijną. A co najważniejsze, wciąż nie mogę pojąć, że istnieje coś takiego jak „wirtualny przyjaciel”. Dla mnie PRZYJACIEL to przyjaciel zawsze i wszędzie. Okazało się, że jest sporo osób, które postrzegają świat właśnie z tej perspektywy. I wtedy zaczęły się moje problemy.
Czym więc jest komunikacja wirtualna? Opinie ludzi dzielą się na dwie części: warunkową i bezwarunkową. Co więcej, obie części są względne i zależą jedynie od subiektywnego postrzegania przestrzeni wirtualnej przez daną osobę.
Wchodząc do sieci, człowiek ma prawo do „pseudonimu”. Moim zdaniem, to pierwszy krok, który usuwa wszelkie zahamowania. Użytkownicy nagle pozbywają się wszelkich możliwych zakazów, chowając się za „pseudonimem”. Jak mawiają moi znajomi: „W realu za takie sformułowania można dostać w twarz, ale tutaj wszyscy myślą, że wszystko jest możliwe!”. To stwierdzenie jest nieco nieprawdziwe i chociaż na co dzień dzielę ludzi tylko na Ludzi i Nieludzi, internet sprawił, że dostrzegłem jeszcze więcej kategorii ludzkich psychotypów. Zrobiło mi się żal niektórych osób w sensie ludzkim i duchowym.
W tych samych sieciach społecznościowych są ludzie, którzy są naprawdę bardzo ważni w świecie kreatywnym. Z reguły nigdy nie przyjmują „pseudonimów”, rejestrują się wyłącznie pod imieniem i nazwiskiem lub (w najgorszym przypadku) pod pseudonimem scenicznym. Ale tak właśnie są znani w prawdziwym życiu. Ludzie sztuki są najbardziej wrażliwą częścią wirtualnego świata. „Każdy może obrazić artystę” – trafnie zauważył Ostap Bender. Jednocześnie są najbardziej kulturalną częścią internetu. Kategorycznie nie rozumieją, jakim prawem niejaki Wasia Pupkin z „Wierchni Wołoczki” uważa, że mogą i muszą być niegrzeczni na antenie?
Najważniejsze, żeby nie skarżyli się „bogom zasobów” – administratorom – i gorzko nie akceptowali tego niesprawiedliwego traktowania. Oczywiście, nie każdy to znosi. Psychologicznie rzecz biorąc, jest to zrozumiałe. W rzeczywistości ta kategoria osób przyzwyczajona jest do przyjmowania kwiatów i oklasków od tych samych osób na swoich koncertach. Okazuje się, że są okłamywani – albo na koncercie, albo w „sieci”. Dusza domaga się odpowiedzi i jej nie znajduje. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie są oni przeznaczeni do czytania tych słów. Nie uspokoiłoby ich to, ale odpowiedź brzmi mniej więcej tak – nie ma odpowiedzi i być jej nie może. To nie zachęca, ale też nie budzi wyimaginowanych złudzeń. Ona sama długo się w tym wszystkim gubiła.
Inną kategorią obywateli są po prostu dobrzy, inteligentni i poprawni internauci. Cieszy fakt, że pewien procent „wirtualnej sieci” stanowią właśnie oni. Łatwo i przyjemnie się z nimi komunikuje. Najciekawsze jest to, że czasami ta „komunikacja elektroniczna” przeradza się w realne relacje międzyludzkie. Ale powiem szczerze – niezbyt często. Wystarczy, że komunikacja odbywa się w ramach poprawności i nie uderza w psychikę. Takie relacje nazwałbym wzajemnym szacunkiem.
Jest jeszcze jedna, bardzo interesująca warstwa „mieszkańców kraju internetu” – dzieci i młodzież. To duży problem. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, kto ich wpuścił, dlaczego i jakie cele im przyświecały, ale na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Zupełnie nie obchodzi ich, kto jest przed nimi, ile lat ma osoba, do której piszą obrzydliwe i głupie rzeczy. Widziałem, że wydzielono dla nich specjalne „strefy” komunikacji – dziecięce portale społecznościowe. Ale, jak zawsze, na nic się to zdało. Okazało się, że połowa zarejestrowanych tam osób to dorośli pedofile, szukający ofiar. Jedyne, co szczerze dawało nadzieję, to szybkie powstrzymanie i monitorowanie tego procederu przez odpowiednie służby.
W „sieciach” dla dorosłych – kompletny chaos. Mogę mówić tylko o „Kontakcie”, głównie. Po prostu zdumiała mnie obfitość otwartej pornografii. Najbardziej zdumiewające jest to, że nikt jej nie powstrzymuje i, jak się wydaje, jest ona całkowicie zalegalizowana. Jedna z najbardziej „popularnych” grup ma wymowną nazwę „Seks to życie!”. I nie myślcie, że ci ludzie dyskutują o moralnych i etycznych aspektach istnienia. Wszystko jest przeładowane filmami pornograficznymi.
Dopiero kiedy przypadkiem natknąłem się na tę grupę, w końcu zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie zostałem źle wychowany. Przecież 25 576 osób nie może się mylić w swoich preferencjach? A może jednak? A ja nie jestem pruderyjny, po prostu mam inne wartości. Ale! Skupiłem się na tym punkcie tylko dlatego, że dzieci, które zalały „Kontakt”, są spokojnie przyjmowane do tej grupy. Jak? Rok urodzenia jest oznaczony jako 1024 od „stworzenia świata”. Administratorzy reagują spokojnie, a raczej wcale. Potrafią jednak obrazić bardzo szanowanych właścicieli galerii czy światowej sławy muzyków „listą banów”.
To niesamowite… A dokładniej, problem polega na tym, że organizatorzy, administratorzy i inni „sternicy” dużych portali i systemów to osoby, które mają średnio od osiemnastu do dwudziestu ośmiu lat. Pamiętają wszystkie obelgi, jakie wyrządzili im dorośli (najwyraźniej tak, bo ja, nauczyciel z szesnastoletnim stażem, po prostu nie potrafię znaleźć innego powodu) i teraz próbują w ten sposób zrekompensować sobie „szkodę moralną”.
Wszystko, o czym napisałem, to tylko „wierzchołek góry lodowej”. Problemów jest o wiele więcej, niż opisałem. Pytanie brzmi, jakie nieodwracalne szkody wyrządza to psychice dobrych, wykształconych i rozsądnych ludzi.
Jest tylko jedna rzecz, która cieszy mnie jako człowieka. Niech to będą „pierwsze znaki”, „kruche pędy”, ale jeśli chcesz, wciąż możesz znaleźć sposób na radzenie sobie z wirtualnymi prostakami. Na szczęście adresy IP są łatwe do ustalenia (albo nie takie łatwe, ale da się). A po tym, jak kilku „wirtualnych terrorystów”, którzy znacząco uwłaczyli godność jednostki, zostało skazanych na bardzo realne, ziemskie wyroki więzienia, będziesz musiał jasno nauczyć się kilku prostych rzeczy. Na każdą akcję czeka reakcja. Jeśli człowiek nie pozwoli się upokorzyć i znieważyć, to nikt nie będzie w stanie tego zrobić. A być może najważniejsze jest to, że szanujący się człowiek nigdy nie obrazi ani nie upokorzy innej osoby!
Wróćmy do komunikacji interaktywnej. Moi znajomi mają dwa nowe „modne bonusy” – portal społecznościowy „VKontakte”, do którego mnie zaprosili, oraz „Odnoklassniki”, do których kategorycznie nie poszedłem. Z zawodu jestem artystą i intuicyjnie od samego początku nie byłem zadowolony z interfejsu „Odnoklassników”. Okazało się, że wygląd zawsze ma dla mnie znaczenie.
Nie ma sensu tłumaczyć, że portal społecznościowy to ogromna wirtualna przestrzeń, w której „kipią” poważne namiętności, czasem niszcząc psychikę. Jestem osobą otwartą i prostolinijną. A co najważniejsze, wciąż nie mogę pojąć, że istnieje coś takiego jak „wirtualny przyjaciel”. Dla mnie PRZYJACIEL to przyjaciel zawsze i wszędzie. Okazało się, że jest sporo osób, które postrzegają świat właśnie z tej perspektywy. I wtedy zaczęły się moje problemy.
Czym więc jest komunikacja wirtualna? Opinie ludzi dzielą się na dwie części: warunkową i bezwarunkową. Co więcej, obie części są względne i zależą jedynie od subiektywnego postrzegania przestrzeni wirtualnej przez daną osobę.
Wchodząc do sieci, człowiek ma prawo do „pseudonimu”. Moim zdaniem, to pierwszy krok, który usuwa wszelkie zahamowania. Użytkownicy nagle pozbywają się wszelkich możliwych zakazów, chowając się za „pseudonimem”. Jak mawiają moi znajomi: „W realu za takie sformułowania można dostać w twarz, ale tutaj wszyscy myślą, że wszystko jest możliwe!”. To stwierdzenie jest nieco nieprawdziwe i chociaż na co dzień dzielę ludzi tylko na Ludzi i Nieludzi, internet sprawił, że dostrzegłem jeszcze więcej kategorii ludzkich psychotypów. Zrobiło mi się żal niektórych osób w sensie ludzkim i duchowym.
W tych samych sieciach społecznościowych są ludzie, którzy są naprawdę bardzo ważni w świecie kreatywnym. Z reguły nigdy nie przyjmują „pseudonimów”, rejestrują się wyłącznie pod imieniem i nazwiskiem lub (w najgorszym przypadku) pod pseudonimem scenicznym. Ale tak właśnie są znani w prawdziwym życiu. Ludzie sztuki są najbardziej wrażliwą częścią wirtualnego świata. „Każdy może obrazić artystę” – trafnie zauważył Ostap Bender. Jednocześnie są najbardziej kulturalną częścią internetu. Kategorycznie nie rozumieją, jakim prawem niejaki Wasia Pupkin z „Wierchni Wołoczki” uważa, że mogą i muszą być niegrzeczni na antenie?
Najważniejsze, żeby nie skarżyli się „bogom zasobów” – administratorom – i gorzko nie akceptowali tego niesprawiedliwego traktowania. Oczywiście, nie każdy to znosi. Psychologicznie rzecz biorąc, jest to zrozumiałe. W rzeczywistości ta kategoria osób przyzwyczajona jest do przyjmowania kwiatów i oklasków od tych samych osób na swoich koncertach. Okazuje się, że są okłamywani – albo na koncercie, albo w „sieci”. Dusza domaga się odpowiedzi i jej nie znajduje. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie są oni przeznaczeni do czytania tych słów. Nie uspokoiłoby ich to, ale odpowiedź brzmi mniej więcej tak – nie ma odpowiedzi i być jej nie może. To nie zachęca, ale też nie budzi wyimaginowanych złudzeń. Ona sama długo się w tym wszystkim gubiła.
Inną kategorią obywateli są po prostu dobrzy, inteligentni i poprawni internauci. Cieszy fakt, że pewien procent „wirtualnej sieci” stanowią właśnie oni. Łatwo i przyjemnie się z nimi komunikuje. Najciekawsze jest to, że czasami ta „komunikacja elektroniczna” przeradza się w realne relacje międzyludzkie. Ale powiem szczerze – niezbyt często. Wystarczy, że komunikacja odbywa się w ramach poprawności i nie uderza w psychikę. Takie relacje nazwałbym wzajemnym szacunkiem.
Jest jeszcze jedna, bardzo interesująca warstwa „mieszkańców kraju internetu” – dzieci i młodzież. To duży problem. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, kto ich wpuścił, dlaczego i jakie cele im przyświecały, ale na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Zupełnie nie obchodzi ich, kto jest przed nimi, ile lat ma osoba, do której piszą obrzydliwe i głupie rzeczy. Widziałem, że wydzielono dla nich specjalne „strefy” komunikacji – dziecięce portale społecznościowe. Ale, jak zawsze, na nic się to zdało. Okazało się, że połowa zarejestrowanych tam osób to dorośli pedofile, szukający ofiar. Jedyne, co szczerze dawało nadzieję, to szybkie powstrzymanie i monitorowanie tego procederu przez odpowiednie służby.
W „sieciach” dla dorosłych – kompletny chaos. Mogę mówić tylko o „Kontakcie”, głównie. Po prostu zdumiała mnie obfitość otwartej pornografii. Najbardziej zdumiewające jest to, że nikt jej nie powstrzymuje i, jak się wydaje, jest ona całkowicie zalegalizowana. Jedna z najbardziej „popularnych” grup ma wymowną nazwę „Seks to życie!”. I nie myślcie, że ci ludzie dyskutują o moralnych i etycznych aspektach istnienia. Wszystko jest przeładowane filmami pornograficznymi.
Dopiero kiedy przypadkiem natknąłem się na tę grupę, w końcu zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie zostałem źle wychowany. Przecież 25 576 osób nie może się mylić w swoich preferencjach? A może jednak? A ja nie jestem pruderyjny, po prostu mam inne wartości. Ale! Skupiłem się na tym punkcie tylko dlatego, że dzieci, które zalały „Kontakt”, są spokojnie przyjmowane do tej grupy. Jak? Rok urodzenia jest oznaczony jako 1024 od „stworzenia świata”. Administratorzy reagują spokojnie, a raczej wcale. Potrafią jednak obrazić bardzo szanowanych właścicieli galerii czy światowej sławy muzyków „listą banów”.
To niesamowite… A dokładniej, problem polega na tym, że organizatorzy, administratorzy i inni „sternicy” dużych portali i systemów to osoby, które mają średnio od osiemnastu do dwudziestu ośmiu lat. Pamiętają wszystkie obelgi, jakie wyrządzili im dorośli (najwyraźniej tak, bo ja, nauczyciel z szesnastoletnim stażem, po prostu nie potrafię znaleźć innego powodu) i teraz próbują w ten sposób zrekompensować sobie „szkodę moralną”.
Wszystko, o czym napisałem, to tylko „wierzchołek góry lodowej”. Problemów jest o wiele więcej, niż opisałem. Pytanie brzmi, jakie nieodwracalne szkody wyrządza to psychice dobrych, wykształconych i rozsądnych ludzi.
Jest tylko jedna rzecz, która cieszy mnie jako człowieka. Niech to będą „pierwsze oznaki”, „kruche pędy”, ale jeśli chcesz, możesz znaleźć sposób na radzenie sobie z wirtualnymi prostakami. Na szczęście adresy IP są łatwe do ustalenia (albo nie takie łatwe, ale da się). A po tym, jak kilku „wirtualnych terrorystów”, którzy znacząco uwłaczyli godność jednostki, zostało skazanych na bardzo realne, ziemskie wyroki więzienia, będziesz musiał jasno nauczyć się kilku prostych rzeczy. Na każdą akcję czeka reakcja. Jeśli człowiek nie pozwoli się upokorzyć i znieważyć, to nikt nie będzie w stanie tego zrobić. A być może najważniejsze jest to, że szanujący się człowiek nigdy nie obrazi ani nie upokorzy innej osoby! Marina Owczinnikowa