Biznes Fakty
Owsiak: Czas na modyfikacje w Orkiestrze. „Misja wykonana”.
Nie trzeba być kapelmistrzem aż do samego kresu – powiedział w wywiadzie dla PAP szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak, ogłaszając transformację swojej roli w fundacji. Orkiestra przechodzi w nowy model funkcjonowania zmierzający ku uniezależnieniu się zespołu – uzupełnił.

PAP: Do 34. Finału WOŚP pozostało niespełna 70 dni, a pana w ostatnim czasie rzadko widać w przestrzeni publicznej. Mniej wywiadów, postów w mediach społecznościowych.
Jerzy Owsiak, przewodniczący zarządu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: Redukuję liczbę wywiadów, rezygnuję też z publikacji na Facebooku. Obecność w tym serwisie wymagała ode mnie odporności, której już nie mam.
PAP: Odporności na mowę nienawiści?
J.O.: Także na to, co mnie otacza. Na polską rzeczywistość, prostackie zachowania, na sprawy, które nie przynoszą nam zaszczytu i rozbijają społeczeństwo.
Wpisy na Facebooku były postrzegane jako mój komentarz do otoczenia i rzeczywiście do pewnego stopnia odczuwałem potrzebę dzielenia się z Polakami tym, co sądzę o różnych kwestiach. A że ostatnie lata obfitowały w sytuacje, które wywołują mój sprzeciw, dawałem temu wyraz w komentarzach. Przez to komentarze bywały zbyt ostre – chciałem zareagować, dogłębnie skomentować, odeprzeć atak na kogoś, kto jest mi bliski, rzadziej na mnie samego. Było w tym wiele negatywnych emocji. Ostatecznie, choć usiłowałem być obiektywny, wdawałem się w podobny ton do tych, których krytykowałem.
Wolałbym opisywać pozytywne wydarzenia i pogodne dni, ale byłoby to kłamstwem. Bowiem nie budzę się już z przeświadczeniem, że jest wspaniale. Wręcz przeciwnie. Od pewnego czasu dostrzegam, ile trudnych emocji we mnie kotłuje. I nie zamierzam się nimi już dzielić. Zatem zacząłem ograniczać posty, pragnąc usunąć z siebie tę truciznę.
PAP: Pana opinie często dawały do myślenia, motywowały, były istotne dla sporej części społeczeństwa. Nie żal?
J.O.: Cenniejsze jest to, co robimy systematycznie od lat jako fundacja – wciąż z zapałem, pomysłowo, nie cofając się. Tak wielu ludzi pragnie z nami działać, siła sprawcza Orkiestry jest imponująca. Dzieci urodzone w ostatnich 20 latach w Polsce mają zbadany słuch – wszystkie bez wyjątku, bez względu na to, czy ich rodzice nas aprobują, czy nie. To ma największy sens, a nie występowanie na scenie i angażowanie się w politykę.
PAP: Przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. wziął pan udział w marszu Donalda Tuska i zaapelował ze sceny o udział w głosowaniu.
J.O.: Chciałem to zrobić, bo wiedziałem, że jeśli Polacy się nie zmobilizują, to utkniemy na długie lata. Lecz drugi raz bym już raczej takiego apelu nie wystosował. Zmiana polityczna przyniosła mi satysfakcję, aczkolwiek widzę, że droga do przywrócenia standardów uczciwości, rzetelności i prawdomówności jest odległa.
Rządzący nie interesują się też kwestiami, które są ważne dla mnie i fundacji. Nadchodzący Finał poświęcony będzie schorzeniom układu pokarmowego u dzieci. To dobra sposobność, by systemowo – od strony szkół, lekarzy – podjąć temat prawidłowego odżywiania i problemu otyłości. Lecz nikt nie zasygnalizował chęci połączenia sił.
PAP: Kontakty WOŚP z poprzednią minister zdrowia Izabelą Leszczyną były rzadkie. A z obecną szefową MZ Jolantą Sobierańską-Grendą?
J.O.: Około miesiąc temu wysoki urzędnik resortu zapytał mnie, czy już się spotkałem z panią minister. Odparłem: dlaczego miałbym się widzieć? Nikt mnie tam nie zapraszał. Mój rozmówca zapewnił, że się tym zajmie. Do tej pory nic się nie wydarzyło.
PAP: Przed zeszłorocznym Finałem pan i fundacja doświadczyliście nasilonej fali hejtu, otrzymywał pan groźby pozbawienia życia. Czy to, że przed tegoroczną zbiórką pozostaje pan nieco w cieniu, ma pomóc ochronić WOŚP przed kolejnymi atakami?
J.O.: Fundacja jest mocna. I zapewniam, że pomimo mojej mniejszej widoczności, przygotowania do Finału przebiegają pełną parą, zgodnie z harmonogramem. Mamy już gotowe naklejki z czerwonym serduszkiem – 40 mln 8 tys. sztuk. Medale i koszulki dla uczestników biegu „Policz się z cukrzycą” są już zaprojektowane. W zeszłym roku uczestniczyło w nim 8 tys. osób, chcemy, aby w tym było to 10 tys. Dostaliśmy również do akceptacji projekt puszek, wkrótce zlecimy ich druk. Zarejestrowało się prawie 1700 sztabów. Gra z nami cały świat!
PAP: Zasugerował pan w ostatnim poście, że WOŚP nie może w nieskończoność zastępować systemowych powinności. Czy istnieje możliwość, że Orkiestra zaprzestanie wspierania ochrony zdrowia?
J.O.: Poszukujemy nowych obszarów. Fundacja powtarza co kilka lat cele zbiórek, ponieważ kolejny raz sprzętu potrzebuje onkologia, pulmonologia, kardiologia, a podczas zbliżającego się Finału po raz drugi zagramy dla gastroenterologii dziecięcej. Jesteśmy pod nieustanną presją szpitali, które traktują już nasze prośby niekiedy jak zamówienia.
Owszem, zaopatrujemy oddziały w najnowocześniejszy sprzęt. Jednak coraz bardziej uwidacznia się brak zmiany systemowej w ochronie zdrowia. Jak długo mamy pełnić rolę serwisu? A skoro jest wiele do zrobienia na innych polach, na przykład w pierwszej pomocy lub ekologii, to dlaczego nie spróbować pójść w tę stronę?
PAP: To istotne kwestie, lecz publiczna ochrona zdrowia wymaga stałego wsparcia. Coraz większe kwoty zebrane podczas Finałów jednoznacznie wskazują, że Polacy dostrzegają tę potrzebę i oczekują, byście działali właśnie w tym obszarze.
J.O.: Jednocześnie musimy nieustannie odpierać absurdalne kłamstwa na nasz temat, na przykład ostatnio powracające twierdzenie, że WOŚP jedynie wypożycza sprzęt szpitalom i na tym zarabia. To ewidentna nieprawda. Przekazana aparatura staje się własnością szpitala.
PAP: Powtarzalność działań, wymiana zużytego sprzętu, prośby o pomoc napływające z całej Polski do WOŚP – to wszystko jest związane z Orkiestrą od początku jej istnienia. Podobnie jak narzekania malkontentów i ataki hejterów. Co się zmieniło, że właśnie teraz pan mówi o zmianie w działaniach fundacji?
J.O.: Moja odporność. Dlatego Orkiestra wdraża nowy model funkcjonowania, który ma na celu usamodzielnienie się zespołu. Staram się już jak najmniej ingerować w bieżące działania. Po ostatnich atakach hejterskich nie byłem w fundacji ponad tydzień.
PAP: Czy to znaczy, że rezygnuje pan z kierowania WOŚP?
J.O.: To czas mojego podsumowania. Po raz pierwszy użyję słowa „ja”, ponieważ zawsze mówiłem „my robimy”. A więc – ja wykonałem swoje zadanie. I jestem z tego ogromnie dumny.
Pozostanę prezesem zarządu WOŚP – to funkcja, którą będę sprawować do śmierci. Jednak zamierzam zmodyfikować swój sposób obecności w fundacji. Nie chcę być dla zespołu uciążliwym, zgorzkniałym staruszkiem przytłoczonym troskami. Nadal będę uczestniczyć w Finałach i występować na scenie festiwalu Pol’and’Rock, a jednocześnie pragnę, aby to inni w fundacji podejmowali decyzje. Zamierzam działać bez konfliktów.
PAP: Jerzy Owsiak się wycofuje?
J.O.: To nie jest wycofanie, lecz spokojne, rozważne odchodzenie i modyfikacja roli.
Zacząłem porządkować biuro, zdjąłem część obrazów. Zawsze było tutaj mnóstwo przedmiotów. Teraz jest więcej przestrzeni. Przygotowuję to miejsce, aby być może ktoś jeszcze tu zasiadł. Nie trzeba być dyrygentem do samego końca. Fundacja jest już dojrzała, a pracujące tu 70 osób jest w stanie temu podołać.
PAP: Tylko że WOŚP jest kojarzona z osobą Jerzego Owsiaka.
J.O.: No to niech tak zostanie, ale właśnie to, co teraz robię, ma na celu zapewnić, aby jak najdłużej była to twarz uśmiechnięta. Twarz kogoś, kto emanuje pozytywnymi emocjami, a nie ponurego człowieka przytłoczonego niekończącą się pracą.
PAP: Czy poprowadzi pan zbliżający się Finał?
J.O.: Oczywiście, i ten, i myślę, że kolejny, i jeszcze następny! Lecz chcę się na nich czuć, jakbym wyszedł spod ciepłego prysznica – odświeżony i cieszący się z tego, co robię.
PAP: Mówi pan o zmianie swojej roli w fundacji po wielu miesiącach doświadczania brutalnego hejtu.
J.O.: Nie chodzi o miesiące, ale o lata ataków. Niedawno pewna nauczycielka poprosiła mnie o nagranie filmu dla jej uczniów na temat hejtu. Uznałem, że nie będę tutaj w roli wujka Dobrej Rady. Stanąłem przed kamerą w fundacji i opowiedziałem o sobie, o tym, jak mnie to rani. Przez dziesięć minut mówiłem o wszystkim, czego doświadczyłem. O tym, że kiedy czytałem groźby śmierci, czułem, jakby mi serce zamierało, jakby kula przeszyła moją pierś. I myśl, że przeczyta to moja żona, nasze córki.
Fala nienawiści nie ustaje. Zniszczono ogrodzenie na naszej działce. Podjeżdżamy z żoną i widzimy coś takiego. W takiej chwili człowiek traci krew z twarzy. Przed oczami obrazy z nazistowskich Niemiec, kiedy malowano napisy na lokalach należących do Żydów. Przesłanie było czytelne – dzisiaj to, jutro może być znacznie gorzej.
PAP: Czy sprawcy zostali ustaleni?
J.O.: Nie, policja umorzyła postępowanie.
PAP: Opublikował pan na Facebooku – w ostatnim poście – zestawienie hejterskich komentarzy. Nie można ich tu cytować, ciężko się je czyta.
J.O.: Specjaliści informują nas, że duża część z nich to trolle. Lecz piszą je też realni ludzie, którzy na swoich profilach mają zdjęcia z dziećmi, z różnymi symbolami manifestującymi ich gotowość bojową, lojalność wobec Polski, najświętsze wartości – Bóg, ojczyzna, rodzina. Ci sami ludzie nie wstydzą się umieszczać tych wszystkich bandyckich słów, skierowanych do mnie. Wielu z nich ulega wpływom prawicowych mediów. Te media wmawiają swoim odbiorcom wyssane z palca kłamstwa na nasz temat, na przykład to, że nasza działalność wzorowana jest na akcji NSDAP z lat 30. XX wieku w Niemczech, której celem była zbiórka na dożywianie dzieci.
To nieprawda. Polska ma zresztą własną, starszą od tamtej akcję. W 1916 r. Rada Główna Opiekuńcza w Warszawie zorganizowała ogólnopolską zbiórkę pod nazwą „Ratujcie Dzieci”, aby zebrać fundusze na pomoc potrzebującym dzieciom. Na moim biurku znajduje się oprawiona w ramkę blaszka z białym orłem na czerwonym tle z tamtej zbiórki.
Skutkiem hejtu nie jest to, że się poddaję, lecz to, że nabrałem ogromnego dystansu i odnalazłem w sobie gotowość do przekazania wielu obowiązków załodze. Pragnę również chronić osoby, które przychodzą do mnie i fundacji. Kiedy ktoś mnie prosi o wspólne zdjęcie, to mówię: proszę traktować to zdjęcie prywatnie, nie trzeba mnie koniecznie pokazywać.
PAP: Dlaczego?
J.O.: Mogą za to spotkać się z falą nienawiści, której nie każdy potrafi sprostać. Ja potrafiłem zdystansować się i zadbałem o siebie. Wiele osób, które doświadczają hejtu, nie wytrzymuje.
PAP: Widzimy się na Finale 25 stycznia?
J.O.: Oczywiście. A nawet w sobotę, 24 stycznia. Wtedy pod PGE Narodowym odbędzie się nasz bieg „Policz się z cukrzycą”! Będzie się działo.
Rozmawiała Anita Karwowska (PAP)
akar/ aba/ mhr/



