Biznes Fakty
Czy wszyscy nosimy maski?

Mam maski. Wiele z nich. Maskę na każdą okazję. Taką, która jest wygodna dla ludzi wokół mnie. Urodziłem się „nagi”; wtedy nie było masek, za którymi można by się schować. Z każdym rokiem, z każdym słowem, z każdą sytuacją ich liczba rosła.
Nauczycielowi nie podobało się, że nie lubię poety, chociaż z definicji powinienem go lubić – i tak maska była gotowa. Maska porządnego ucznia. Było łatwiej i dla mnie, i dla innych.
Nie ugotowałam obiadu, nie umyłam podłóg – cóż, nie lubię tego robić, zwłaszcza codziennie. Ale muszę, bo muszę być dobrą gospodynią domową. Słyszę o sobie wiele ciekawych rzeczy – voilà! – kolejna maska gotowa. Łatwiej jest robić coś, czego się nie chce, niż być sobą. Najwięcej masek pochodzi z dzieciństwa, z okresu dojrzewania. Powinnam była urodzić się chłopcem. Zgodnie ze wszystkimi zasadami i przepowiedniami akuszerki. A tu proszę – dziewczynka. Piękność z kręconymi włosami. Kiedy miałam 5 lub 6 lat, miałam krótkie włosy i ludzie często mylili mnie z chłopcem. „Chłopcze, podaj bilet”.
„Cholera, jestem dziewczyną!” – powtarzałam im w kółko. Potem biegałam w rajstopach po garażach, dachach i piwnicach z chłopakami. I mimo wszystko, lubili mnie.
Moją ulubioną maską jest „dobrej dziewczyny”. Długo mi towarzyszyła. Chyba do trzydziestki. Nie pamiętam nawet, kiedy i w jakich okolicznościach ją założyłam. Najważniejsze, że do dziś nie mogę jej zerwać. Zrywam ją kawałek po kawałku, krwawiąc. Zawsze bałam się, że nie spełnię oczekiwań innych. Bałam się, że zrobię coś złego i stanę się złą osobą.
Maska „grzecznej dziewczynki” jest najpopularniejsza na świecie. Dobra gospodyni domowa, dobra matka, dobra żona. Kochanka, dobra pracownica, dobra córka. Dobra siostra, dobra przyjaciółka. Słowo „grzeczna” sugeruje poprawność, to, jak postrzegają ją inni.
Każda osoba, która mnie otaczała i nadal mnie otacza, ma swoje własne wyobrażenia o mnie, swój obraz mnie, swój obraz tego, jaki powinienem być. I obraz tego, jaki nie powinienem być, bo inaczej jest źle. Dobrze = poprawnie. Ale po co mi to? Czy to sprawia, że czuję się dobrze?
Główny okres życia mija, nie, przelatuje, za maskami. A potem? I wtedy, w pewnym momencie, zdajesz sobie sprawę, że coś jest nie tak w twoim życiu. Coś jest nie tak. Pomimo tego, że wydajesz się „dobry” i robisz wszystko dobrze, no, prawie wszystko. I chcesz zrozumieć, co jest nie tak. I co możesz zrobić, żeby to naprawić.
Część drogi pokonujesz sam. Najpierw czołgasz się, potem na czworakach, a potem wstajesz i idziesz na słabych nogach. Poślizgujesz się na zakrętach, potykasz się, skręcasz w złą stronę, upadasz na wietrze, ale wstajesz i idziesz dalej. Z każdym krokiem twoja chęć zmiany rośnie. I uświadamiasz sobie, że życie jak dawniej oznacza powolną i bolesną śmierć.
Coś się zmieniło i koniec. Tak dalej być nie może. Kiedy pogodzisz się z faktem, że wszystko, co mogłeś zmienić, już się zmieniłeś. Sytuacja trochę się poprawiła. Ty decydujesz – niech będzie tak, jak jest. I jest lepiej niż wcześniej. I tu jest haczyk. Życie nie pozwoli ci się uspokoić i zrelaksować, nie pozwoli ci się z tym pogodzić. Bo to też nie jest życie. Życie jest nam dane, abyśmy mogli żyć szczęśliwie, odnaleźć siebie, zaakceptować siebie, pokochać siebie. A nie po to, abyśmy mierzyli wszystko połowicznie.
Różni ludzie pojawiają się w twoim życiu. Niektórzy wywracają twoje „właściwe” życie do góry nogami. Wywracają wszystkie twoje myśli na lewą stronę. Słabe maski zaczynają opadać jak liście jesienią. Pragnienia, które wcześniej były uśpione, pojawiają się. To tak, jakbyś podniósł zasłonę i zaczął widzieć kawałek siebie. Co jest we mnie? To jak okno w więzieniu. Możesz zobaczyć tylko tyle, ile pozwala okno. Każda maska, która opada, odsłania kawałek ciebie. I okazuje się, że masz wiele twarzy. A niektóre są dalekie od „dobrych”. Ale to także ty. Rozumiesz, że musisz zaakceptować również te części. Ponieważ nie możesz zrobić inaczej. To bardzo bolesne. Znany świat nagle staje się nieznany. A to po prostu oznacza, że zacząłeś patrzeć w głąb siebie i powoli widzieć siebie takim, jakim naprawdę jesteś, a nie tylko „dobrym”.
Niektóre maski trzeba zerwać, ciało i krew. Ale nie ma innej drogi. Rozumiesz: z nimi to już nie życie, a jedynie namiastka. Duszą. Podcinają skrzydła. Te zmiany nie przebiegają gładko. Ludzie wokół ciebie nie rozumieją, co z tobą nie tak, i czasami pojawiają się konflikty.
Musimy to zaakceptować. Czas minie, wszystko się uspokoi, minie. Nie jesteśmy ani „dobrzy”, ani „źli”, po prostu jesteśmy. Maski uniemożliwiają nam dostrzeżenie tego. Nie każdy jest gotowy rozstać się ze swoimi maskami.
Każdy z nas ma swoje własne wyobrażenia, swój własny obraz siebie. Wzrost, wagę, kolor włosów, role społeczne, sukces, wyrafinowanie, seksualność itd.
A ponieważ wszyscy nosimy maski, komunikujemy się również za ich pośrednictwem. Rozmawiamy i zaprzyjaźniamy się z maskami, a nie z prawdziwymi ludźmi. Za maskami kryje się prawdziwa dusza. Osoba sama w sobie jest niewidzialna. Nasze wyobrażenia o sobie nigdy nie będą zgodne z rzeczywistością. I nigdy się nie zrozumiemy. Maski przeszkadzają.
Co powstrzymuje mnie przed zdjęciem maski? Osobiście boję się, że jeśli ją zdejmę, ludzie nie polubią prawdziwego mnie. Że zostanę sam. Wiele lęków to po prostu zamaskowany strach przed śmiercią. Co człowiek wie o sobie? Tylko maski, które nosi. Nie wie, kim naprawdę jest. Czego chce od życia. Po co tu jest?
Zrozumieć to, zobaczyć cały obraz, można tylko po zdjęciu wszystkich masek. A co, jeśli potem odkryję coś, czego nie będę w stanie zaakceptować? Wewnątrz panuje ciemność, to przeraża. Ale tylko tam jest odpowiedź na wszystkie pytania.
Każdy wybiera swoją własną drogę, a przynajmniej tak mu się wydaje. Ale tak naprawdę to maski decydują o wszystkim. Chcę naprawdę decydować za siebie. Zmierzam w kierunku akceptacji siebie i innych bez upiększeń.



