Rafał Vos: Jak żyć z transakcyjnym Trumpem?

Powrót Donalda Trumpa do polityki międzynarodowej przywrócił zapomnianą tradycję realizmu. Polska nie może na tym stracić. Jednak nasz rząd powinien w końcu przestać ośmieszać się w obliczu rzeczywistości.

8932543c15704e8e4d73785a5292c943, Biznes Fakty Donald Trump / NICHOLAS KAMM / AFP

Całą historię stosunków międzynarodowych można łatwo scharakteryzować jako konflikt realistów i idealistów. Ci pierwsi otwarcie rozmawiają o biznesie, statkach, pieniądzach i wojsku. Ci drudzy wolą opierać się na regułach, prawach i zasadach. Realiści uważają idealistów za ludzi niedbałych i oderwanych od rzeczywistości, którzy później muszą płacić za katastrofalne skutki swoich nierealnych marzeń i moralizatorstwa. Idealiści uważają realistów za niebezpiecznych prymitywistów, którzy utrudniają realizację ich wielkich aspiracji do świata bez przemocy.

„Trump jest realistą do szpiku kości”

Czasy, w których żyjemy (przynajmniej na razie), należą w dużej mierze do idealistów. Cała koncepcja porządku światowego po upadku Żelaznej Kurtyny opierała się na wielkim marzeniu o świecie, który już przezwyciężył wojny. Podobnie jest z dzieckiem, które wyrasta z pieluch lub zaczyna ząbkować. Przyszłość musi być światem, w którym sprzeczności będą rozwiązywane poprzez dyplomację, organizacje międzynarodowe, integrację i wolny handel.

Co jest zauważalne i najważniejsze, to fakt, że ta postmodernistyczna „idealistyczna agenda” była popierana przez wszystkie strony dyskursu politycznego właśnie w kraju, który stał się alfą i omegą tego nowego porządku. Mówię oczywiście o Stanach Zjednoczonych. Przez ostatnie trzydzieści lat zarówno Demokraci, jak i Republikanie prowadzili politykę zagraniczną, opierając się na mniej więcej tych samych idealistycznych zasadach. Na przykład dwaj kolejni lokatorzy Białego Domu: republikanin George W. Bush (2000-2008) i demokrata Barack Obama (2008-2016). Wydają się różne, ale jednocześnie są tak podobne. Pierwszy z nich, w imię „wolności i demokracji”, był gotowy (i faktycznie poszedł, zabierając nas ze sobą) na wojnę do Afganistanu i Iraku. Drugi aktywnie wspierał tzw. Arabską Wiosnę, która przyczyniła się do obalenia „niedemokratycznych” dyktatorów w wielu krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Czy świat stał się w miarę stabilny w ciągu ostatnich 30 lat dzięki idealistom Bushowi i Obamie? Czy po ich panowaniu nastał czas zasad i procedur? Odpowiedź jest chyba oczywista. Przykładem może być nagły wzrost napływu uchodźców wojennych z tego regionu do Europy .

Teraz nadchodzi Trump – i nadchodzi również dlatego, że idealistyczna polityka jego poprzedników wywołała falę gniewu w Ameryce, która wyniosła Trumpa do władzy . Nierozsądnie byłoby obrażać się na rzeczywistość i ignorować ją. Mamy więc Trumpa, który nie jest idealistą, lecz realistą do szpiku kości. Potwierdza to jego słynna „natura transakcyjna”, której przykład można zaobserwować podczas trwających negocjacji pokojowych. Niektórzy uważają to za obrzydliwe, inni za przerażające. Na poziomie emocjonalnym obawy te są zrozumiałe. Jeśli jednak spojrzymy na to mniej histerycznie, a bardziej politycznie, warto zastanowić się nad szansami, jakie mógłby przynieść ewentualny sukces (np. zakończenie wojny na Ukrainie) dla Polski.

Oczywiście, polski obóz antytrumpowski dziś automatycznie ustawia się w pozycji deklarującej, że taki scenariusz oznacza dla nas absolutny koniec świata. I stamtąd bezlitośnie do nas strzela, na zmianę krzycząc hasła typu „Jałta” czy „Monachium”.

Czy długość wojny działa na naszą korzyść?

Warto jednak w tej sytuacji zadać sobie pytanie: czy kontynuowanie tej wojny jest dla nas rzeczywiście aż tak korzystne? Nie sądzę, żeby to było konieczne.

Po pierwsze dlatego, że Polska jest jednym z krajów zachodnich, który najbardziej ucierpiał w wyniku inwazji Putina w 2022 roku. Najbardziej odczuliśmy szok cenowy spowodowany gwałtownym wzrostem cen surowców z powodu wojny. To właśnie tutaj inflacja uderzyła najmocniej (z powodu skutków wstrząsów energetycznych i gwałtownego spadku kursu złotego spowodowanego wojną). Wojna miała najpoważniejszy wpływ na nasz rozwój. Najbardziej ucierpiały na skutek zamknięcia rynku rosyjskiego polskie firmy zajmujące się handlem ze Wschodem. Nasze rolnictwo i przemysł azotowy również znalazły się w niekorzystnej sytuacji ze względu na specjalny status produktów ukraińskich, na które w ciągu ostatnich trzech lat (z powszechnie znanych powodów związanych z wojną) obserwowano wzrost popytu na rynku UE. Na koniec był Paweł

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *