Amerykanie świętują. Na Alasce spadnie „deszcz indyków”

2fef6fc3cebed48beb94af4a878276e4, Biznes Fakty
pixabay/ garten-gg/ Esther Keim / Facebook

Nietypowa akcja na Święto Dziękczynienia jest związana z indykami

Nad częścią Alaski w Święto Dziękczynienia spadnie "deszcz indyków". Mrożony drób zrzuci ze swojego samolotu pilotka Esther Keim w ramach akcji "Alaskańskiej Bomby Indykowej". W ten sposób kobieta dostarcza tradycyjny przysmak do trudno dostępnych gospodarstw domowych.

Kilkudziesięciu mieszkańcom puszczy na amerykańskiej Alasce indyki dosłownie spadną z nieba.  Wszystko dzięki ochotniczce i pilotce Esterze Keim w ramach akcji „Alaskańskiej Bomby Indykowej”.

 

Keim mieszka obecnie w mieście, ale wychowała się w odizolowanym od cywilizacji gospodarstwie i dobrze zna trudności, których doświadczają ich mieszkańcy. Do wielu miejsc można dostać się drogą powietrzną lub za pomocą skuterów śnieżnych – drogą lądową na Alasce można dotrzeć tylko do 20 proc. lokalizacji.

 

Przed laty kobieta dowiedziała się, że żyjąca w odizolowanym gospodarstwie rodzina będzie miała na świątecznym stole co najwyżej pieczyste z wiewiórki, czym trudno jest obdzielić troje domowników. Postanowiła wtedy, że zrzuci im mrożonego indyka ze swojego lekkiego samolotu, który wyremontowała z pomocą ojca.

USA. Na Alasce z nieba spadną indyki. To akcja na Święto Dziękczynienia

Akcja rozkręciła się dzięki mediom społecznościowym. Wśród odbiorców indyka będzie np. rodzina, która w okresie śnieżnej, alaskańskiej zimy, potrzebuje co najmniej półtoragodzinnej podróży skuterem śnieżnym, by dotrzeć do najbliższego sklepu.

 

Decydują się na to raz w miesiącu. – Mam już 80 lat i moje zamiłowanie do przygód trochę oklapło – wyznał agencji AP Dave Luce.

 

Keim dostarcza obecnie do 40 indyków. Czasem lata sama, czasem z przyjaciółką – jedna pilotuje, druga wyrzuca pakunki. Dostawa i zakup ptaka są darmowe – finansuje je dzięki pomocy życzliwych darczyńców z mediów społecznościowych.

 

Święto Dziękczynienia w USA. Specjalna akcja na Alasce

Przed wylotem kontaktuje się z rodzinami, żeby wiedzieli kiedy wyjść przed dom. – Jeżeli nie będzie nikogo na zewnątrz nie rzucę indyka. Gdyby nie zobaczyli, gdzie spada, nigdy by go nie znaleźli – twierdzi Keim. Jak dodała, kiedyś odbiorcy szukali swojego pakunku w głębokim śniegu przez pięć dni.

 

Keim najchętniej zrzuca mrożonki w zamarznięte jezioro – tam odbiorcy najłatwiej mogą zlokalizować przesyłkę. 

 

Pilotka zapewnia, że do tej pory nie zdarzyło się, by przypadkiem trafiła pakunkiem w człowieka, zwierzę, a nawet w budynek.

WIDEO: "Wszyscy czuliśmy się jak w domu". Tusk dziękuje premierowi Szwecji

Michał Blus / Polsatnews.pl

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *