Prawda jest gdzieś… za ekranem

„Kiedy byłem dzieckiem, było jakoś jaśniej” – powiedział mi ostatnio przyjaciel. „Kiedy patrzyłem na zachodzące słońce, pomyślałem: dla kogoś innego to świt nowego dnia. Ale dziś mam wrażenie, że słońce zachodzi wszędzie”.

Mój przyjaciel ma się dobrze, jest pogodny i szczęśliwy, ma ciekawą pracę i kochającą rodzinę. Dlatego byłam bardzo zaskoczona tak ponurym wyznaniem. Porozmawialiśmy chwilę i okazało się, że był równie zaskoczony jak ja.

„Miałem wrażenie”, wyjaśnił, „że na chwilę się obudziłem i zaraz znów zapadnę w słodki sen”. I rzeczywiście, po kilku minutach „ożył”, zaśmiał się cicho z siebie i wrócił do zwykłych tematów: planów wakacyjnych, wykwintnych menu, porównywania towarów i cen. Kiedy się rozstaliśmy, nie pamiętał już zachodu słońca nad całą Ziemią. „Kolejny nieudacznik”, pomyślałem. „Mógł wyjść zza parawanu, ale nie udało mu się…”

Całe nasze życie spędzamy na odgradzaniu się od siebie. W małym pokoju czy willi, w autobusie czy mercedesie, w pracy czy w domu, z innymi czy samotnie – zawsze i wszędzie odgradzamy się od reszty świata i starannie filtrujemy jego wpływ. Ale prawdziwą zasłoną nie są betonowe ściany, nie jest to wysoki rachunek ani wyskakujący filtr.

Ekran to sytuacja, w której człowiek po prostu nie zauważa, co się dzieje, ignoruje oczywistość, odwraca wzrok. Cywilizacja stwarza ku temu wszelkie niezbędne warunki i agresywnie skłania nas do selektywnej percepcji: patrz na to, a nie dostrzegaj tamtego, reaguj na to, a nie zwracaj uwagi na tamto, pamiętaj o tym, a zapomnij o tamtym.

Karmieni chlebem i igrzyskami, rzadko wyglądamy zza parawanu, nawet gdy dochodzą zza niego podejrzane odgłosy. Życie pozostawia miłe wrażenie, dopóki mam swój mały kącik na świecie, do którego wpuszczam tylko swoich.

Ekrany występują w różnych odmianach: stacjonarne i przenośne, gigantyczne i miniaturowe, codzienne i świąteczne, ozdobne i niepozorne. Te ostatnie są najbardziej podstępne, tak głęboko wplecione w podświadomość, że nawet ich nie podejrzewamy.

Weźmy na przykład stare „dobre” bajki, wznawiane od dziesięcioleci: „Doktor Ajbolit”, „Karaluch”, „Muchotucha”. Zrozumiałem, jakie okropności są tam opisane, kiedy ponownie kupiłem te książki dla mojego syna. A co z Czukowskim? Wielu wciąż pamięta Puszkinowskiego Gwidona, którego wraz z matką wrzucono do beczki i wrzucono do morza. Po co dzieciom to wszystko? Sami nie wiemy, ale u nas, wśród ekranów, taki jest zwyczaj.

Nasze rodzime „rosyjskie” seriale telewizyjne niewiele ustępują klasykom. Przyjrzyjmy się bliżej: każda scena to stres. Z reguły silny i negatywny. Sporadycznie pojawiają się pozytywne emocje, ale znów w nadmiarze.

Wszystko to jest całkiem naturalne. Aby powstrzymać kogoś przed rzuceniem się za ekran, trzeba go podłączyć do kroplówki. Każdy kraj rozwiązuje ten problem na swój sposób, ale rezultat jest ten sam: jesteśmy zamknięci w sobie i odizolowani od siebie. Niezależnie od tego, jak zatłoczone są aleje i centra handlowe, w rzeczywistości przedzieramy się przez labirynt ekranów, wśród których spotkanie twarzą w twarz jest niemal niemożliwe.

To nie spisek, ale prawda życia – jedyny sposób, by się dogadać. A jednak iluzja izolacji nie może trwać wiecznie. Ekran zasłania przed nami świat, ale nas przed nim nie chroni. Tam, za cienką, materiałową ścianką, kryje się ocean ludzi, który z każdym dniem napływa coraz bardziej. Ignorując go, pogrążamy się we własnej iluzji.

Coraz częściej kierowcy, zwykli ludzie, uciekają z miejsca wypadku po kolizji, pozostawiając ofiarę na pastwę losu. W ich ograniczonej świadomości nie ma miejsca ani na współczucie, ani na zdrowy rozsądek. Pozostaje tylko panika związana z groźbą utraty ekranu.

Statystyki samobójstw rosną – najwyraźniej ludzie nie byli gotowi stawić czoła temu, przed czym nie mogli się uchronić. W Rosji toczy się poważna dyskusja na temat synonimów słowa kryzys. „Ekstremalny rynek” – brzmi dobrze?

Jest wiele innych znaków, którymi zdradzają się ekrany. Ale z reguły człowiek szczerze nie wie, co kryje się za fasadą pozornego dobrego samopoczucia. Tylko czasami ogarnia go dziwne uczucie, jakby echo rzeczywistości – i ze zdziwieniem spogląda za ekran… by szybko wrócić pod kroplówkę.

Żyjemy więc, rozproszeni na poszczególnych oddziałach tego globalnego, improwizowanego „szpitala polowego”, gdzie lekarze-politycy wolą ignorować choroby, na które nie mają lekarstwa.
– Kto powiedział: „operacja”? Nigdy nie mów tego słowa, bo wpadniesz w kłopoty! Trzymaj się do końca!

Gdyby przebudzenie mojego przyjaciela nie skończyło się tak szybko, świat ekranów wkrótce by się skończył. Dziś stoimy w obliczu jakościowo odmiennych problemów, których nie da się rozwiązać ani indywidualnie, ani grupowo. Mają one charakter globalny i możemy sobie z nimi poradzić tylko razem. A żeby to zrobić, będziemy musieli wyjść zza ekranów, żeby się spotkać.

Naprawdę sprowadzamy na siebie nieszczęścia, bo kompletnie zapomnieliśmy, czym jest wzajemna pomoc i wzajemne zrozumienie. Związani jednym łańcuchem, stoimy ramię w ramię z niezależnym spojrzeniem, każdy zdany na siebie. Oczywiście, każde nieszczęście staje się dla nas globalne: powalić jednego – wszyscy upadają. Taki jest mechanizm naszych zepsutych relacji.

Tymczasem prawo rozwoju, które rządzi ludzkością, wymaga od nas jedności. Dlaczego? Ponieważ już zaczynamy rozumieć, na czym ono polega. W ten sposób rodzice zwiększają wymagania wobec swoich dzieci w miarę ich dorastania. Każdy przez to przeszedł: wczoraj rzucałeś zabawkami po pokoju i wpadałeś w histerię, a dziś nagle znajdujesz się wśród innych dzieci i jesteś zmuszony do dogadywania się z nimi.

Oczywiście, nie jesteśmy dziećmi i dlatego musimy się ze sobą dobrowolnie dogadywać. Nie łudźmy się jednak: prawo rozwoju jest nieubłagane, a jego presja narasta na naszych oczach. Naszym wyborem nie jest jednoczenie się, ale zjednoczenie się teraz, bez czekania na dramatyczne efekty.

Chciałem to wszystko powiedzieć przyjacielowi, ale nie mogłem – i teraz mówię wam, mając nadzieję, że ekrany nie stłumią mojego głosu. Jak chłopiec, który w końcu zrozumiał oczywistość, zwracam się do towarzyszy:
– Nie możemy być osobno! Musimy być razem!

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *