Biznes Fakty
Tragiczne doniesienia z Serbii. W pożarze zginęła cała rodzina
W czasie pożaru domu mieszkalnego w Serbii zginęło sześć osób, w tym czworo dzieci. – Zakłada się, że ofiary to członkowie jednej rodziny, mieszkali pod tym samym adresem – mówił serbski minister spraw wewnętrznych. Świadkowie i sąsiedzi są wstrząśnięci. Twierdzą, że wielokrotnie dzwonili na straż, ale ta przyjechała dopiero po godzinie. W tym czasie próbowali sami ratować rodzinę.
Do tragedii doszło około godz. 2.30 w nocy z czwartku na piątek w Nowym Sadzie na północy Serbii. Pożar wybuchł w domu mieszkalnym w jednej z dzielnic drugiego największego miasta w kraju.
„W pożarze zginęło sześć osób, w tym czworo dzieci w wieku od 2 do 7 lat – poinformowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Z wstępnych ustaleń wynika, że poszkodowani należeli do jednej rodziny. – Zakłada się, że ofiary to członkowie jednej rodziny, mieszkający pod tym samym adresem” – przekazał szef resortu Ivica Daczić cytowany przez serbskie media.
Tragedia w Serbii. Zginęła sześcioosobowa rodzina
Ogień został już opanowany, jednak na miejscu wciąż pracują służby. Szef serbskiego MSW poinformował, że istnieje podejrzenie, że przyczyną pożaru był skuter lub hulajnoga podłączona do sieci elektrycznej, jednak podkreślił, że te informacje będą przedmiotem śledztwa.
Z komunikatu resortu wynika, że pożar gasiło dziewięciu strażaków z dwóch jednostek gaśniczych.
Ciała ofiar przewieziono do Centrum Medycyny Sądowej w celu przeprowadzenia sekcji zwłok. Nikolina Marić ze służb ratunkowych powiedziała serbskiemu, publicznemu nadawcy RTS, że służby interweniowały natychmiast po wezwaniu ok. godziny 2:45. Podkreśliła, że poza stwierdzeniem zgonów nic już nie można było zrobić.
Sąsiedzi twierdzą, że straż przyjechała za późno
Zarząd Kryzysowy Nowego Sadu również twierdzi, że właściwe służby pojawiły na miejscu w ciągu kilku minut. Jednak sąsiedzi są innego zdania. W rozmowie z dziennikarzami telewizji N1, powiedzieli, że strażacy przybyli na miejsce dopiero po około godzinie od pierwszego wezwania.
– Tu nie ma nikogo, kto by do straży nie dzwonił. Dotarli dopiero po godzinie. Myśleli, że płonie łąka. Cały czas próbowaliśmy ich (członków rodziny – red.) wydostać z pożaru – relacjonował na antenie telewizji młody mężczyzna mieszkający w pobliżu spalonego domu.
Zarząd Kryzysowy Nowego Sadu zapowiedział, że zbada zarzuty stawiane przez sąsiadów ofiar. Burmistrz miasta Milan Dziurić zapowiedział, że w zostanie ogłoszony dzień żałoby, a bliscy ofiar otrzymają wsparcie.