Biznes Fakty
Audi Q7 60 TFSIe – czy masywny SUV może być zgrabny? – test
Pierwsza generacja Audi Q7 to auto masywne, wielkie. Wygląda jak czołg. Obecna generacja jest zupełnie inna: choć to nadal potężny SUV, to jednak jego sylwetka jest lekka i zgrabna. Czy w parze z tą zmianą idą też inne cechy? Czy Audi Q7 prowadzi się jak auto kompaktowe, a jego spalanie nie wydrenuje portfela?
- Audi Q7 to luksusowy, duży SUV, który znakomicie sprawdzi się na długich trasach
- Hybrydowa wersja Q7, którą można ładować z gniazdka, ma sens tylko, gdy auto będziemy codziennie ładować – bez tego jest tylko niepotrzebnie ciężką hybrydą
- Bardzo mocny napęd sprawia, że Q7 w tej wersji jest szybszy od wielu mniejszych aut o sportowym charakterze
- Samochód został użyczony przez importera marki, a po teście został zwrócony
Audi Q7 obecnej generacji jest z nami już wiele lat, a modyfikowano je już dwukrotnie: po raz pierwszy pięć lat temu, w 2019 roku, a po raz drugi pięć lat później. Cóż, europejscy producenci są kropce i nie mają pojęcia co ich czeka w najbliższych latach. Czy rzeczywiście będzie można rejestrować tylko „elektryki”? Dlatego lepiej nie wydawać bajońskich sum na całkowicie nowy model i poprzestać na modernizacji. W Audi Q7 zmieniły się detale, ale niektóre z nich są bardzo przydatne.
Audi Q7 – lepsze oświetlenie i ciekawsze kształty
Jak to zwykle bywa przy tzw. restylingu, zmiany nie są rewolucyjne. Projektanci Audi zmienili tylko to, co najczęściej poprawia się w ramach odświeżenia: mamy nową osłonę chłodnicy, zmieniony kształt zderzaka, znajdziemy też nowe diodowe reflektory. Te ostatnie można zmienić na lepsze, wybierając odpowiednią opcję w cenniku. Za dopłatą dostaniemy świetne światłą HD Matrix LED z drogowymi światłami laserowymi, które wyraźnie poprawiają zasięg przy dużych prędkościach (powyżej 70 km/h). Zmiany z tyłu w tym samym stylu: to kształt świateł, zderzak.
Również w kabinie poczyniono jedynie kosmetyczne zmiany, a przecież po tylu latach można by spodziewać się czegoś bardziej twórczego. Nie ma co jednak narzekać, bo wnętrze Q7 i tak wygląda nowocześnie, z jego trzema ekranami. Pierwszy zastępuje tradycyjne wskaźniki, drugi to interfejs systemu multimedialnego, a trzeci – umieszczony na dole kokpitu – przeznaczony jest tylko do sterowania klimatyzacją i nawiewami. I w sumie dzięki temu nie czepiam się, że nie ma fizycznych przycisków do obsługi „klimy”, bo korzystanie dotykowego panelu jest proste i intuicyjne. Czy potrzebne? Niekoniecznie, ale pewnie projektanci stwierdzili, że takie rozwiązanie podkreśli zaawansowanie technologiczne marki.
Audi Q7 – komfort jest najważniejszy
W dużym SUV-e klasy premium kluczową kwestią jest oczywiście komfort. I rzeczywiście, w kabinie siedzi się bardzo wygodnie. Przednie fotele są znakomite. Mamy możliwość elektrycznego sterowania ich ustawieniem, a na trasie można też dać odpocząć plecom, korzystając z dobrze działającej funkcji masażu. Z tyłu też przestrzeni jest bardzo dużo, jak przystało na niemal pięciometrowy samochód. Pasażerowie mogą się rozsiąść jak w lotniczej klasie biznes. I mają do dyspozycji własny panel sterowania klimatyzacją, mogą też ustawić osobną temperaturę.
Za ich plecami pozostaje jeszcze całkiem sporo bagażnika, który ma pojemność 563 litrów. Dużo, ale pozostaje pewien niedosyt, bo wersja, którą miałem możliwość jeździć to hybryda plug-in. Oznacza to, że część przestrzeni na bagaże zabierają baterie potrzebne, by auto mogło jeździć bez włączania silnika spalinowego. I właśnie przez to w testowanym Audi Q7 mamy przestrzeń na bagaże mniejszą niż w zwykłym Q7 aż o 300 litrów – w innych wersjach objętość bagażnika to aż 867 litrów!
Audi Q7 – do czego przydaje się hybryda plug-in?
Wiemy zatem, że opisuję hybrydę plug-in, czyli taką, którą można podładować z gniazdka, by potem móc przejechać kilkadziesiąt kilometrów bez włączania silnika na benzynę. Audi proponuje teraz dwa warianty z takim napędem, ja przy tym mogłem sprawdzić ten z oznaczeniem 60, czyli mocniejszy. Pod jego maską pracuje silnik 3-litrowy, 6-cylindrowy, który samodzielnie rozwija moc 340 KM. Wspiera go silnik na prąd, dzięki któremu łączna moc całego systemu to aż 490 KM, a moment obrotowy to imponujące 700 Nm. Trzeba przyznać, że Q7 60 TFSIe to naprawdę szybki SUV, i to mimo znacznych gabarytów i dużej masy.
Na tę ostatnią wpływają też oczywiście ciężkie akumulatory schowane pod podłogą bagażnika. Mają one pojemność 22 kWh, co oznacza, że teoretycznie Q7 potrafi przejechać bez silnika spalinowego nawet 85 km (wg cyklu WLTP). Przyznaję, że osiągnięcie takiego wyniku jest dla wręcz niewyobrażalne. Nawet bardzo się starając nie osiągnąłem rezultatu lepszego niż około 65 km, a przy zwykłej jeździe w miejskich warunkach będzie to około 50 km. Warto dodać, że w trybie elektrycznym można jechać maksymalnie 135 km/h, ale wówczas zużycie prądu będzie jeszcze większe. Zresztą, na drogach szybkiego ruchu wystarczy tylko mocniej wcisnąć gaz, by uruchomił się silnik spalinowy – chyba że wcześniej wybierzemy tryb w stu procentach elektryczny. I jeszcze jedno: baterie Q7 można ładować z mocą 7,5 kW, a więc małą. Na naładowanie od zera „pod korek” potrzebujemy ponad trzy godziny. Krótko mówiąc, by efektywnie wykorzystać eko-napęd, trzeba mieć garaż z własnym gniazdkiem i ładować auto w nocy.
Wrażenia z jazdy Audi Q7 są jednak znakomite. Choć auto waży prawie 2,5 tony, to rozpędza się równie sprawnie, jak kompaktowe hot-hatche. Chętnie przyspiesza także na trasie. Wystarczy wcisnąć gaz i już mamy na prędkościomierzu kilkadziesiąt kilometrów na godzinę więcej. Na dodatek Q7 przyspiesza w ciszy i robi to bardzo płynnie. Tego właśnie spodziewamy się po dużym SUV-ie klasy premium.
A ile paliwa zużywa? Jeżeli ruszamy bez naładowanych baterii, apetyt na paliwo będzie spory, bo w końcu w testowanym Q7 pracuje 3-litrowy silnik, a auto ma znaczną masę. W mieście będzie więc palić około 10 l/100 km. Czy to dużo? Ogólnie tak, bo przecież hybrydy Lexusa palą połowę tego, ale z drugiej strony Audi ma napęd o mocy aż 490 KM i jest jednak większe niż sprzedawane w naszym kraju Lexusy. Na autostradach zużycie paliwa powinno być podobne, a mniej zużyjemy na podmiejskich drogach. Oczywiście codziennie ładując baterię możemy miesiącami nie zużywać nawet jednego litra benzyny.
Audi Q7 – czy warto je kupić?
Pytanie o sens zakupu Audi Q7 jest uzasadnione tylko dla osób, które w ogóle na to stać. Cena mocnego, hybrydowego Q7 to minimum 440 tys. zł, a to niemałe pieniądze. Szczególnie, że to tylko podstawa, a Audi proponuje też dziesiątki różnych opcji. Wystarczy wybrać kilka z nich, by przekroczyć granicę pół miliona złotych. Jeżeli jednak cena nie jest problemem, to Audi Q7 należy do najlepszych samochodów w swojej klasie. Jest mocne, oszczędne, komfortowe. I spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiamy luksusowym SUV-om.
I jeszcze jedna uwaga. Czy hybrydy plug-in w ogóle mają sens? Nie lepiej sięgnąć po zwykłe auto benzynowe? Cóż, badania przeprowadzone na zachodzie Europy pokazują, że większość kierowców po jakimś czasie odpuszcza ładowanie baterii i jeździ takim samochodem jak zwykłą hybrydą, bez sensu wożąc ze sobą ciężkie baterie. To nie ma nic wspólnego z eko-jazdą. Przed zakupem takiego samochodu zastanówmy się zatem, czy będziemy go podłączać na noc, czy jednak to zbyt trudne zadanie.
Audi Q7 60 TFSIe, dane techniczne:
Silnik benzynowy V6, 3.0, 340 KM, 500 Nm (spalinowy), 177 KM, 460 Nm (elektryczny), 490 KM (łącznie). Skrzynia automatyczna, 8-biegowa. Przyspieszenie 0-100 km/h w 5,0 s. Prędkość maksymalna – 240 km/h. Średnie spalanie: 1,3 l/100 km (WLTP). Cena: od 440 000 zł.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło