Usługi internetowe. Czy wszystko jest tu uczciwe?

W dobie Internetu ludzie szybko stają się leniwi: wystarczy, że usiądą przed komputerem i będą przeglądać, rezerwować, zamawiać, kupować, a wszystko to bez ruszania się z domu.

Nie powinniśmy jednak nadmiernie ufać życiu. I choć nauczyliśmy się łatwo ignorować hojne obietnice rządu (pamiętajcie, my, starsi, jak naszemu pokoleniu obiecywano życie w komunizmie, jak każda rodzina miała dostać oddzielne mieszkanie do roku 2000, jak PKB miał się podwoić i inne błogosławieństwa), z pewnością traktujemy internet z większym szacunkiem. Tutaj, jak myślimy, każdy jest nasz. Tymczasem liczba skarg na jakość towarów i usług oferowanych online stale rośnie.

Na tym tle wyróżniają się nieszczęśnice, które wpadają w pułapkę pracy seksualnej i rozczarowują się kobietami z „półświatka”, eksponowanymi w uwodzicielskich pozach na niezliczonych stronach internetowych. Taka poszukiwaczka kobiecego piękna, ciepła i czułości, skuszona reklamą internetową, przedziera się przez korki na drugi koniec miasta, z trudem znajduje upragnione drzwi do „ogrodu rozkoszy” i dzwoniąc do drzwi, widzi to… Najtrafniejszym określeniem dla takiej poszukiwaczki przygód jest „Photoshopped”.

Z mikrofalówkami, aparatami fotograficznymi, telewizorami i innymi urządzeniami elektronicznymi jest łatwiej: dostarczą to, co zamówiłeś. Nie będą wnosić Philipsa do mieszkania zamiast Aristo. Ale dostawa zakupów spożywczych do domu to zupełnie inna bajka i nie ma mowy o znoszeniu oszustw. W końcu dla wielu moskwian i mieszkańców innych dużych miast ta usługa, oferowana przez sklepy spożywcze online, stała się niezbędna. Zwłaszcza w nasze ponure, zimowe dni, które są tak krótkie: tuż przed świtem jest już ciemno…

Gdyby nie wysoka gorączka, która towarzyszy grypie, i niechęć do chodzenia do najbliższego sklepu, nie zawracałbym sobie głowy zamawianiem online. Ale jako kawaler nie miałem innego wyjścia: szybko znalazłem odpowiednią stronę internetową, która obiecywała dostawę w ciągu trzech godzin, zadzwoniłem pod podany numer i złożyłem zamówienie. Nie mogłem umrzeć z głodu. Wszystko dotarło na czas. Uśmiechnięty mężczyzna w mundurze przyniósł torby z zakupami, wręczył mi list przewozowy do podpisu i… zniknął. Drugi egzemplarz listy zakupów zniknął wraz z nią. Powód takiej gorliwości stał się jasny kilka minut później, kiedy otworzyłem torby.

O niegodni przedstawiciele wirtualnego biznesu, o handlarze wykorzystujący zdobycze współczesnej cywilizacji! Niech wam się śnią co noc kontrole sanepidu, straży pożarnej i urzędu skarbowego!

W saszetkach instant cook znajdowała się proso zamiast gryki i ryżu. Zamiast „Actimelu bez dodatków” wyłowiłam z saszetki „granat”. A Activia była jeszcze gorsza. Zwykły serek wiejski, który regularnie spożywam, został zastąpiony Activią z ziarnami i otrębami. A otręby i ziarna, przepraszam, przyprawiają mnie o mdłości. Nie jem Activii z ziarnami i otrębami, wcale, nawet gdy mam grypę.

Ale czy w tym okrutnym świecie, gdzie obowiązują takie zasady handlu internetowego, kogo to obchodzi? Jak gładko nam to mówili, ile obiecywali, jakie słodkie piosenki śpiewali, a na koniec tak delikatnie nas oszukali dostawą.

Coś jeszcze dzieje się w przededniu różnych świąt, kiedy – jak mówią doświadczeni konsumenci – na rynek trafia fala produktów złej jakości i przeterminowanych…

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *