Biznes Fakty
Jest nowy świadek i test wykrywaczem kłamstw. Skazany na 25 lat za niewinność?
Materiał "Interwencji". Spędził 25 lat w więzieniu. Teraz prokuratura znów wszczęła sprawę
Andrzej Jaśniewicz odbył karę 25 lat więzienia za zabójstwo biznesmena z Grudziądza. Wraz z Arturem N. skazano go przede wszystkim na podstawie wątpliwych zeznań uzależnionego od alkoholu Jacka S. Niedawno w sprawie nastąpił sensacyjny zwrot. Zgłosił się świadek, który twierdzi, że wie, kto jest prawdziwym zabójcą. Prokuratura po raz kolejny wszczęła śledztwo w tej sprawie. Materiał "Interwencji".
Grudziądz, lipiec 1995 roku. Na jednym z blokowisk dochodzi do potwornej zbrodni. Ofiarą morderstwa pada 44-letni Zbigniew G. – miejscowy biznesmen. Zabójcy zadają mu 22 ciosy nożem.
– Zamek nie nosił śladów włamania. Ilość i sposób zadania ciosów w mojej ocenie świadczy o tym, że to była egzekucja. Były wcześniej tajemnicze, dziwne telefony z groźbami i on miał którejś z osób z bliskiego otoczenia powiedzieć takie zdanie, że on i tak wie, co go czeka – opowiada Bartłomiej Trafalski, pełnomocnik Andrzeja Jaśniewicza.
Nietypowy świadek. “Swoje rozpoznanie oszacował na pięćdziesiąt procent”
W czerwcu 1996 roku śledztwo w sprawie zabójstwa zostaje umorzone. Wszystko zmienia się jednak już miesiąc później. W tajemniczych okolicznościach policjanci trafiają bowiem na informatora, który rzekomo coś wie na temat zbrodni. Jest nim Jacek S. – uzależniony od alkoholu mieszkaniec Grudziądza.
– Jacek S. zeznał, że jeden z podejrzanych o to zabójstwo przyszedł pod sklep i zaproponował Jackowi S. włamanie. “Pewny kwadrat”. Nie podał nazwiska – wspomina Andrzej Jaśniewicz, skazany za zabójstwo Zbigniewa G.
– Swoje rozpoznanie oszacował na pięćdziesiąt procent – zaznacza Bartłomiej Trafalski, pełnomocnik pana Andrzeja.
– To, że świadek mówił tak, a nie inaczej i konsekwentnie podtrzymywał swoją wersję, przekonało prokuratora, że jest wiarygodny, że mówi prawdę – podkreśla Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Jacek S. zeznał, że zabójstwa dokonali Artur N. oraz Andrzej Jaśniewicz – drobni złodzieje. Obaj dobrze znani policji. Żaden z nich nie przyznał się do udziału w zbrodni. Mimo to, mężczyźni zostali zatrzymani.
Ślady nie pasowały do podejrzanych. Zmienne zeznania
Na miejscu śledczy zabezpieczają ślady krwi, butów, odciski palców. Żaden z nich nie należy do zatrzymanych. Jak mogli ich nie pozostawić, popełniając taką zbrodnię?
– Może nie zostały ujawnione. Może nie zostały zabezpieczone. Tego nie wiemy – odpowiada Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
– Miałem, jak uciekałem z tego mieszkania, zgubić nóż. Moich odcisków na tym nożu nie ma. Pozostaje zapach – mówi Andrzej Jaśniewicz.
– Ślady zapachowe rzeczywiście miały pasować do mojego klienta, tak uznał sąd. Eksperymenty były przeprowadzane z udziałem psów, które były szkolone do tropienia. Wtedy uczono się dopiero, jak to robić – uważa Bartłomiej Trafalski, pełnomocnik pana Andrzeja.
Wątpliwości obrony budziło również zachowanie Jacka S. podczas wizji lokalnej.
– Pomylił mieszkania, poszedł nie na to piętro. Po drugie: ułożenie ciała było zupełnie odwrotne, niż on wskazywał – zaznacza Bartłomiej Trafalski, pełnomocnik pana Andrzeja.
– Nie widział w ogóle tego człowieka, ani jak ten człowiek wygląda, ani jak ten człowiek leży. Tylko mu policja sugerowała i pokazywała, jak ma mówić i jak ma zeznawać w tej sprawie. Na każdym przesłuchaniu mówił inaczej o tym denacie – dodaje skazany Andrzej Jaśniewicz.
Nowy podejrzany, pocztówka z Włoch i wykrywacz kłamstw
W listopadzie 1997 roku Artur N. i Andrzej Jaśniewicz zostali uznani za winnych zabójstwa Zbigniewa G. Sąd skazał ich na 25 lat więzienia. Kiedy odbyli karę i wyszli na wolność, w sprawie nieoczekiwanie pojawił się nowy trop: świadek, który twierdzi, że wie, kto jest prawdziwym mordercą.
– Wskazuje, że sprawcą tego zabójstwa był jej mąż, a motyw nie był rabunkowy, tylko była to po prostu zwykła zazdrość. Jest zdjęcie noża, który został zabezpieczony na miejscu zbrodni. Dokładnie taki sam, jak go opisywała pani Beata – mówi Bartłomiej Trafalski.
– Miał wrócić do domu cały zakrwawiony, rzucił ją na ścianę, powiedział: “zobacz, ile krwi z niego chlusnęło” i kazał jej spalić buty. Wskazała, że drugim zabójcą był jej brat – opowiada Tomasz Molga z Wirtualnej Polski.
– Podłożył gazety i kazał mi spalić. Tak zrobiłam, bo nie chciałam, żeby mi coś zrobił. Mąż nosił nóż. Cały niebieski chyba, naciskało się i wyskakiwał. Byłam na komendzie, ale powiedzieli mi, że jak ruszą, to będę miała zarzuty – mówi pani Beata. Reporterzy “Interwencji”, dlaczego jej brat miałby wziąć udział z dokonaniu zbrodni.
– Był czas, że chodzili wszędzie razem. Później mój brat wyjechał do Włoch – odpowiada.
– Do zakładu karnego dostałem pocztówkę. Pocztówka jest wysłana z Włoch – mówi Andrzej Jaśniewicz.
– Kompletnie nic nie jest na niej napisane, poza uśmieszkiem… Albo ktoś mógł chcieć go pozdrowić, albo mógł chcieć po prostu zakpić z niego – zaznacza Bartłomiej Trafalski.
Chce udowodnić swoją niewinność. Wziął to za “honor życiowy”
Dziennikarze “Interwencji” przekazali byłemu mężowi pani Beaty, że pojawiło się zeznania wskazujące, że jest zabójcą. Nie chciał z nimi rozmawiać.
Po wyjściu na wolność pan Andrzej podjął walkę o odzyskanie swojego dobrego imienia. Poddał się badaniu wykrywaczem kłamstw. Test wykazał, że zapewniając o swojej niewinności mówił prawdę. W odpowiedzi prokuratura po raz kolejny wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa Zbigniewa G. Drugi skazany za nie mężczyzna nie dożył tej chwili. Kilka miesięcy temu zmarł na nowotwór.
– Za swój honor życiowy wziąłem, by udowodnić swoją niewinność. Walczę również dla niego. Wspólnie zostaliśmy skazani za niewinność – podsumowuje Andrzej Jaśniewicz.
Materiał wideo dostępny TUTAJ.
WIDEO: Marcin Ociepa o kandydacie KO na prezydenta: Sikorski ma zupełnie inny format niż Trzaskowski
Karina Jaworska / sgo / polsatnews.pl
Źródło