Ciasteczka jednak zostają. Google nie chce, byśmy mieli więcej prywatności

W styczniu 2020 r. Google informował na jednym ze swoich blogów, że chce zbudować „bardziej prywatny internet”. Firma zapowiedziała, że zrezygnuje z plików cookie stron trzecich, a efektem tych zmian miała być większa prywatność i ochrona tożsamości użytkowników. Później gigant stopniowo opóźniał wprowadzenie odpowiednich zmian, aż w końcu obwieścił, że ich po prostu nie będzie. Stare porzekadło mówi, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to musi chodzić o pieniądze. Czy tym razem również tak jest?

  • Google rezygnuje z planów wycofania ciasteczek stron trzecich w Chrome
  • Zamiast tego wprowadzi „nowe doświadczenie” dla użytkowników
  • Firma chce umożliwić internautom bardziej świadome decyzje dotyczące prywatności przeglądania, ale na razie nie zdradza szczegółów
  • Google prowadzi rozmowy z regulatorami, aby ustalić nowe podejście do ochrony prywatności i reklamy cyfrowej. Poprzednie spotkało się ze zbyt silną krytyką
  • Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl

Ogłoszona na początku 2020 r. inicjatywa Privacy Sandbox miała zapewnić otwarty zestaw standardów, aby zwiększyć prywatność w sieci. „Naszym celem jest uczynienie internetu bardziej otwartym i bezpiecznym dla użytkowników” — zapowiadał Google.

Firma przekonywała, że to właśnie odpowiedź na potrzeby internautów. Ludzie domagali się i nadal domagają się większej prywatności. Nie chcemy być śledzeni i profilowani w internecie, ale jesteśmy. Im więcej korporacje takie jak Google czy Meta wiedzą na nasz temat, tym lepsze reklamy są w stanie nam wyświetlać. A to oznacza, że mogą lepiej obsługiwać swoich klientów, bo lokalny reklamodawca np. z Krakowa chce wiedzieć, jak może dotrzeć do osób mieszkających w Krakowie, natomiast firma sprzedająca perfumy dla kobiet w wieku 25-30 lat, chce mieć możliwość docierania z reklamami właśnie do takiej grupy odbiorców.

Historia przeglądania, nasze interakcje w sieci z innymi osobami, odwiedzane strony czy oglądane filmy — wszystko to jest monitorowane. Dane demograficzne, zainteresowania, identyfikatory urządzeń, czy nawet dane o transakcjach — to kolejne informacje, jakie mogą znać biznesy cyfrowe na temat swoich klientów, ale też potencjalnych klientów. Są oczywiście odpowiednie regulaminy i regulacje prawne, w tym RODO, które nakładają obowiązki na firmy dotyczące informowania o wykorzystywaniu plików cookie oraz uzyskiwaniu zgody na odpowiednie profilowanie i monitorowanie. W praktyce mało kto czyta jednak te regulaminy. Odruchowo nauczyliśmy się klikać przycisk „zaakceptuj”, gdy pojawia się komunikat o internetowych „ciasteczkach”.

Internet miał być bardziej zaufany

Google informowało, że Privacy Sandbox doprowadzi do powstania „bardziej zaufanego internetu”. Internauci mieli zyskać dostęp do lepszych narzędzi do ochrony swojej prywatności, ale bez wielkiej straty dla reklamodawców i firm wykorzystujących cookie. Biznes miał mieć odpowiednio dużo czasu, aby eksperymentować z nowymi mechanizmami proponowanymi przez Google’a, by prowadzić testy narzędzi i oceniać, czy dobrze działają i jak działają w poszczególnych sytuacjach. Wszystko po to, aby móc nadal wyświetlać dobrze (choć nieco gorzej) profilowane reklamy, mierzyć aktywność online, czy też wykrywać działania spamowe lub cyberprzestępcze.

Przeglądarka Chrome, najpopularniejsza na świecie i należąca do Google’a, miała ograniczać niepożądane śledzenie między stronami, traktując ciasteczka firm trzecich inaczej niż dotychczas. Jak czytaliśmy w zapewnieniach: „ciasteczka oznaczone do użytku przez strony trzecie będą dostępne przez szyfrowany protokół HTTPS. (…) To uczyni ciasteczka stron trzecich bardziej bezpiecznymi i da użytkownikom precyzyjną kontrolę nad ciasteczkami przeglądarki. Jednocześnie opracowujemy techniki wykrywania i łagodzenia ukrytego śledzenia i obejść, wprowadzając nowe środki ochrony”.

Czas mijał i Google, zamiast wprowadzać odpowiednie zmiany i wdrażać je w praktyce, zaczął przekładać terminy.

Blokada z urzędu

Zmiany proponowane przez Google’a były odkładane w czasie, a reklamodawcy protestowali, że stracą cenne możliwości docierania do odbiorców i narzędzia do monitorowania ruchu. Ostatecznie największą przeszkodą na drodze Google’a do wprowadzenia Privacy Sandbox okazał się brytyjski Urząd ds. Konkurencji i Rynków.

Privacy Sandbox ostatecznie okazał się mechanizmem kontrolowanym przez Google i dla przeglądarek Chrome, aby umożliwiać reklamodawcom dostarczanie ukierunkowanych reklam do odbiorców. Jednocześnie minimalizował śledzenie i monitorowanie ruchu między stronami i aplikacjami. Użytkownicy mieli przez to zyskać większą prywatność, ale Google w ten sposób odbierał też możliwość analizowania i profilowania ruchu innym, zostawiając ją dla siebie.

Z raportu wspomnianego urzędu wynikało, że pojawiają się duże obawy dotyczące konkurencji. Jak pisał urząd: „Google może nadal korzystać z danych o aktywności użytkowników, jednocześnie ograniczając dostęp konkurentów do tych samych danych. Zdolność Google do kontrolowania włączenia konkurentów w dziedzinie technologii reklamowych na tę listę może faworyzować jego własne usługi reklamowe. Wydawcy i reklamodawcy mogą mieć mniejszą zdolność do skutecznego identyfikowania działalności manipulacyjnej”.

Brytyjski urząd parę lat wymuszał na Google, aby wprowadzał zmiany i częściowo firma „spełniła zobowiązania dotyczące uczciwszej konkurencji”. Urząd ciągle jednak uważał, że Google może za sprawą Privacy Sandbox faworyzować własne usługi reklamowe, na których zarabia przecież miliardy dolarów w każdym kwartale.

Rzecznik Google’a tłumaczył jeszcze w lutym br., że firma kontynuuje plany wycofania ciasteczek stron trzecich w drugiej połowie roku, pod warunkiem rozwiązania wszelkich pozostałych problemów związanych z konkurencją ze strony brytyjskiego urzędu.

Kolejny raport podkreślił obawy

Wydawało się, że Google był już na ostatniej prostej, jeśli chodzi o spełnienie wymagań urzędu z Wielkiej Brytanii, ale w lutym br. pojawił się kolejny raport. Tym razem IAB Tech Lab, konsorcjum non-profit łączące globalnych interesariuszy w mediach cyfrowych, poinformowało, że Privacy Sandbox „może utrudnić branży marketingowej wyświetlanie skutecznych reklam i stawiać mniejsze marki oraz firmy medialne w niekorzystnej sytuacji”.

Google szybko zaatakowało wnioski z raportu, twierdząc, że zawiera on „wiele nieścisłości” oraz „ignoruje” szerszy cel i ambicje Privacy Sandobx (pamiętajmy, że gigantowi, który zarabia miliardy dolarów na profilowanej reklamie, zależy tutaj na poprawie prywatności użytkowników). Raport „Fit Gap Analysis for Digital Advertising” stwierdzał natomiast, że system Google’a może ograniczać zdolność branży do dostarczania odpowiednich i skutecznych reklam, a także ma surowe wymagania, które mogą ograniczać zdolność mniejszych firm do konkurowania, ostatecznie wpływając na rozwój całego sektora.

Choć Google skrytykowało raport, ostatecznie firma poinformowała, że chętnie przyjmie prośby i sugestie poprawek od IAB Tech Labu.

W kwietniu br. Google po raz kolejny poinformował, że opóźni wdrożenie Privacy Sandbox. Powodem miały być „liczne wyzwania i wzmożona kontrola ze strony brytyjskiego Urzędu ds. Konkurencji i Rynków”.

Google odpuścił. Lepszej prywatności jednak nie będzie

Jednak gigant się rozmyślił. 22 lipca firma poinformowała, że zawiesza dalsze plany związane ze wdrożeniem Privacy Sandbox. Google nie będzie wycofywać ciasteczek stron trzecich, wybierając nową metodę, która „da użytkownikom większą kontrolę”.

Branża reklamowa, zwłaszcza mniejsze firmy, odczuje ulgę, że nie musi przygotowywać się na przyszłość bez plików cookie, natomiast gigant szykuje „nowe doświadczenie” dla przeglądarki Chrome.

Google nie podało jeszcze harmonogramu dla nowego podejścia, nie ma też konkretów co do samych zasad działania. Na razie zostaje po staremu.

Autor: Grzegorz Kubera, dziennikarz Business Insider Polska

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *