Biznes Fakty
Czego szukamy w świecie mediów społecznościowych?
Wiem, że nie będę pierwszy, który poruszy ten temat, ale z jakiegoś powodu chcę to powtórzyć: czy zauważyliście, że wszyscy teraz żyją nie na Ziemi, a w sieci? Nie mówię o wszystkich jednocześnie, ale niestety, to jest łyżka w beczce cudownego miodu z mediów społecznościowych.
Nawiasem mówiąc, liczba osób zarejestrowanych w tych właśnie serwisach społecznościowych przekroczyła już dobre sto milionów. Co my tam robimy? Oglądamy zdjęcia, wymieniamy się newsami, czytamy artykuły itd. Ale czego nam to właściwie potrzeba? Gdyby nie portal społecznościowy, mało nas interesowałyby zdjęcia z urodzin przyjaciela kuzyna twojego przyjaciela, ale nie, zaglądamy, z przyjemnością czytając komentarze pozostawione przez nieznajomych.
A teraz o czymś przeciwnym. Znacznie ciekawsze jest to, że portale społecznościowe pozwalają nam nie tylko patrzeć na innych, ale także, jak to mówią, pokazywać siebie i to, co tak naprawdę pokazujemy. Przeglądając po raz kolejny wiadomości na VKontakte, zauważam dosłownie wiszące w sieci banery: „Jestem smutny”, „Jestem samotny” i tak dalej, i oczywiście wszyscy rozumieją, że takie „płacze serca” to kolejny sposób nastolatków na zrobienie wrażenia, przywdziewając maskę lekkiego angielskiego spleenu. To, co praprababcie przesiadywały długimi wieczorami przy oknie, wzdychając leniwie, jest dziś na wyciągnięcie ręki – wystarczy podejść do komputera i wpisać palcem na klawiaturze: „Brakuje mi ciepła”. W internecie panuje dosłownie moda na wszelkiego rodzaju wzruszające i smutne statusy i cytaty. Warto zauważyć, że im bardziej sentymentalne teksty ktoś publikuje na swojej stronie, tym bardziej jest beztroski i radosny. To jest po prostu tak modne, tak fajne.
Ale w przestrzeni wirtualnej zdarzają się też prawdziwe tragedie. Szczerze mówiąc, „krzyk cichej melancholii” czternastoletniej damy o wszystkich mężczyznach – przepraszam, będących przedstawicielami rolniczej fauny – nie wywołuje takiego samego efektu, jak codzienne wpisy o szczęściu, radości i miłości tych, którzy w realnym życiu komunikują się z kotem i myszą, a nawet z komputerem.
A po przeczytaniu nowo dodanych wiadomości, rozumiesz, że świat mediów społecznościowych jest w rzeczywistości o wiele bardziej szary i monotonny, niż próbują nam wmówić. Dzieli się na tych, którzy nudzą się samotnie przy oknie, opowiadając o tym wszystkim swoim 1052 bliskim znajomym, na tych, którzy szaleńczo cieszą się samotnością ze swojego „okna na świat internetu”, oraz na moich ulubieńców (to być może nowa klasa osobowości – jednostek w mediach społecznościowych po „słodyczach” i „waniliach”, które stały się już przekleństwami), tak zwanych niskokalorycznych cyników-sportowców bez złych nawyków (lepszych, oczywiście, niż propaganda alkoholowa, ale jak każde masowe szaleństwo, raczej nie doprowadzi to do niczego dobrego).
Na koniec dodam, że nie będzie haseł w stylu „Żyj chwilą obecną!”, „Życie jest ciekawsze, niż nam się wydaje!” czy „Ratujmy niedźwiedzie polarne!”. Po prostu czuję się nieswojo, gdy myślę, że coraz częściej widzę dzieci w wieku od 7 do 12 lat w Internecie, a nie na ulicy.